-

Marcin-K

Eko-szariat wegański w Holandii powoli staje się ciałem (sojowym)

Gdzieś mi ktoś zarzucił, że za dużo czasu poświęcam sprawom związanym z bieżączką. No dobrze, więc postaram się coś zmienić. Może być bieżączka, ale holenderska? Tym bardziej że tamtejsza ma swój niepowtarzalny smak, coś jak wiadomy brązowawy i gazowany płyn od Wielkiego Szatana.

Jest sobie w Holandii miasto Utrecht. Byłem tam kilkukrotnie i muszę powiedzieć, że jego ścisłe centrum z pewnością zasługuje na miano urokliwego. Jest tam też wspaniała katedra.

Kiedy byłem pierwszy raz w Utrechcie wiele lat temu, wciąż pulsowała we mnie żyłka turysty, więc gdy tylko dowiedziałem się, że można tę katedrę zwiedzić, ochoczo się dopisałem do listy i kupiłem bilet. I można powiedzieć, że wszystko było dobrze, tyle że zapomniałem o jednej ważnej sprawie: że mam lęk wysokości, przestrzeni i wszystkie inne możliwe fobie związane z przebywaniem powyżej lamp latarni ulicznych. Katedra utrechcka z dołu wyglądała, owszem, imponująco, ale przecież nie jest to Pałac Kultury. Ruszyłem więc raźno w górę w towarzystwie szprechającej niemieckiej młodzieży i rączej pani przewodniczki. W połowie pojawił się inny problem - zaczęły siadać mi nogi. To nie było jednak najgorsze. Wkrótce szliśmy już nie normalną klatką schodową, a krętymi schodami z epoki. Huczał wiatr przez małe okienka pozbawione szyb (zabytek!) a wszystko w dole coraz bardziej malało, malało i malało. Niemieckie nastolatki z piskiem skakały jak kozice po kolejnych schodkach, a ja przeklinając zarazem Hitlera i budowniczych z Utrechtu modliłem się o przetrwanie lub o choćby krótki odpoczynek. Ten nastąpił dopiero na wieży z dzwonem. Tam przestałem odczuwać zmęczenie, bo mój umysł zajął się tym, że stoimy na otwartej przestrzeni, jest bardzo wysoko i cała konstrukcja wieży skrzypi na tym wietrze. Pani przewodniczka opowiadała chichoczącym dziewczętom z Niemiec coś o historii katedry, a ja starałem się z całych sił, by nie zacząć krzyczeć, bo blisko naszych głów latały mewy. Pomyślałem wówczas: no dobrze, fajna wyprawa, ale może już zaczniemy schodzić z powrotem? Nie, nie zaczęliśmy. Okazało się że w filarze wieży .... ukryta jest mini-klateczka schodowa, którą można wejść na sam szczyt iglicy. Niemeczki ruszyły roześmiane, bo któżby widział lepszą atrakcję. Ja nie mogłem pozwolić sobie na kapitulację, na którą miałem ogromną ochotę, nie przy niemieckich dziewczętach. A więc ruszyłem za nimi. Tam przeżyłem już istny koszmar. Znaleźliśmy się właściwie na dachu katedry, a do przytrzymania się był tylko jakiś pręt mający służyć jako balustrada. Stalowe pokrycie dzwonnicy zgrzytało na wietrze, który huczał i piszczał pomiędzy każdymi możliwymi szczelinami. W dół to już w ogóle obawiałem się spojrzeć. Przytuliłem się do blachy kopuły i zastygłem w bezruchu. Nie byłem w stanie nawet wyjąć aparatu i zrobić zdjęcia. Niemeczki opierały się pleckami o tę wątłą balustradkę i robiły sobie selfi. Miałem ochotę... no nie powiem co działo się z moimi wnętrznościami. Gdy rącza przewodniczka z uśmiechem zarządziła zejście, miałem ochotę ją wyściskać. Przepraszam, ale nie mogłem sobie odmówić tej historii.

Wracajmy do Utrechtu.

Władze Utrechtu zdecydowały się na ogłoszenie kryzysu klimatycznego. Większość radnych miejskich opowiedziała się za wnioskiem Partii na Rzecz Zwierząt (PvdD), która wezwała do dołożenia większych starań na rzecz walki z globalnym ociepleniem.

Radny PvdD oraz inicjator wniosku, Maarten van Heuven, przekazał, że jest zadowolony z takiego obrotu spraw: „Decydując się na wprowadzenie stanu kryzysu klimatycznego, robimy to, czego można od nas oczekiwać z moralnej perspektywy. Więcej prawdziwie zrównoważonej energii (…), więcej natury, bioróżnorodności, znacznie więcej jedzenia roślinnego oraz więcej ekologicznych środków transportu - zamiast samochodów oraz samolotów. Już dłużej nie możemy zaprzeczać konieczności podjęcia pilnych działań w sprawie klimatu, musimy też dążyć do przekazania tej świadomości przyszłym pokoleniom. Na szczęście, znakomita większość rady miasta w Utrechcie ma takie samo zdanie na ten temat”.

Wniosek został poparty przez Zieloną Lewicę, DENK, Student & Starter, Partię Socjalistyczną, PvdA oraz D66. Otrzymał 33 głosy z 45.

Tu muszę jeszcze napisać parę słów komentarza. W Holandii byłem wiele razy w swoim życiu, ale jest tak, że ja tam każdorazowo żyję w zupełnym oderwaniu od polityki i tego typu spraw. Jeżdżę z siostrą załatwiać różne prozaiczne kwestie, odwiedzamy jej znajomych, wychodzę z jej psem na spacery, tudzież chodzę po sklepach i oglądam przeceny. Piszę o tym, bo wiem jak ciężko nam, żyjącym sprawami politycznymi na co dzień, oderwać własne wyobrażenia o innych państwach od tychże spraw politycznych właśnie. Tymczasem ja będąc w Holandii czuję się świetnie, ponieważ to, co wyrabiają tamtejsi politycy wciąż nie przesiąka do życia codziennego Holendrów, a nie przynajmniej w takim stopniu bym ja to mógł zauważyć. Dlatego też ja o polityce w Holandii nie wiem praktycznie nic, poza tym że jest tam ten dziwny człowiek Wilders, który niegdyś próbował robić karierę na niechęci do Polaków, natomiast ta propozycja nie porwała Holendrów w stopniu oczekiwanym przez samego zainteresowanego. Muszę jednak przyznać, że gdy dowiedziałem się właśnie teraz, że w Holandii istnieje partia PvdD (niederl. Partij voor de Dieren) co oznacza ni mniej ni więcej "Partia na Rzecz Zwierząt", to i ja się tym zaciekawiłem. No i specjalnie dla Was garść faktów. Najpierw krótka zajawka z Wikipedii:

Centrolewicowa, ekologiczna partia polityczna w Holandii, założona w październiku 2002. W parlamencie reprezentowana od wyborów, które odbyły się w 2006 roku. Liderką jest Marianne Thieme.

Marianne jest, przepraszam za ten wątek, jak na Holenderkę całkiem urodziwa. Ach, zapomniałem dodać, iż jak mówi Wiki, Marianne Jest wierną Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.

Marianne to po prostu aktywistka pro-ekologiczna na papierach prawniczych. Od wielu lat działa w najróżniejszych fundacjach walczących o prawa zwierząt i w ogóle o lepszy, zielony świat. Z tych okruchów, które mogę znaleźć w necie wyłania się dosyć skromny i zarazem mało zabawny dorobek. Marianne wywalczyła w swoim czasie, by w obiektach parlamentu nie wysypywać trutki na szczury. Pocieszające z jednej strony jest to, że jej partyjka cieszy się poparciem na granicy błędu statystycznego, wszak trend jest rosnący. Tak czy siak jej największym sukcesem jest zaszantażowanie emocjonalne całej rady miasta Utrecht i wprowadzenie tego idiotycznego alertu klimatycznego. Jak to się mówi, od rzemyczka do koniczka. Dziś alert klimatyczny, a jutro zakaz handlu mięsem, albo policja ekologiczna, która będzie sprawdzała czy mamy w domu w pełni wegański jadłospis. A kto że tak powiem inspiruje panią Marianne, to temat na inną opowieść, zapewne równie ciekawy i wyjaśniający jej motywy, bo te związane z miłością do szczurów z pewnością nie są jedyne. W każdym razie na miejscu rolników w Holandii już bym zaczął się bać. A na miejscu reszty Holendrów zaczął się przepraszać z kotletami sojowymi.



tagi: holandia 

Marcin-K
19 lipca 2019 11:31
15     2591    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @Marcin-K
19 lipca 2019 12:59

Cóż Holendrzy byli pierwsi w produkcji margaryny, to i mogą stać się pierwsi w przemysłowej produkcji kotletów sojowych rozsyłanych na cały świat.

zaloguj się by móc komentować

MarcinD @Marcin-K
19 lipca 2019 15:16

O jak klawo, o jaka draka

 

zaloguj się by móc komentować

MarekAd @Marcin-K
19 lipca 2019 15:41

Ciekawe czy ten zakaz trutki to dlatego, że szczur to podobno takie inteligentne stworzonko czy też,  żeby trucizny przypadkiem nie nażarł się jakiś piesek? W każdym razie  gratulacje dla tej Pani za kolejny absurd!

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Marcin-K
19 lipca 2019 16:09

dziwne że stosuja naszej ekologicznej masci na szczury.

Ale chyba jej receptura wymarła wraz z jej akwizytorami.

W zamian teraz mamy  polityczną (wirtrualaną)  maść na wyborców.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @stanislaw-orda 19 lipca 2019 16:09
19 lipca 2019 16:09

oczywiscie, miało byc: dziwne, że nie stosują ...

zaloguj się by móc komentować

MarekAd @Marcin-K
19 lipca 2019 16:35

Jeszcze jedno, pamiętam, gdy jako dziecko oglądałem filmową adaptację "Rok 1984" Orwella, to najwieksze wrażenie zrobiły na mnie dwie sceny. Początkowa, gdy bohaterowie zachwycali się smakiem sztucznego mięsa i końcową, gdy głównemu bohaterowi przytknietą do twarzy specjalną maskę z wygłodniałym szczurem. Nie sądziłem, że ta koszmarna wizja kiedyś będzie tak blisko materializacji.

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @ewa-rembikowska 19 lipca 2019 12:59
19 lipca 2019 19:37

A to nawet nie wiedziałem o tej margarynie. Ale skoro mogli zostać hegemonem w kwiatach i serze, to czemu nie w sojowych kotletach. To zmyślny naród i posiadający bardzo zdeterminowane elity. W dodatku umieją sobie robić pozytywny pijar.

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @MarekAd 19 lipca 2019 16:35
19 lipca 2019 19:40

W nowej wersji pewnie przyłożyliby bohaterowi kotlet sojowy:) A szczur uciekłby sam, bez trutki. Trzeba by tego Orwella jakoś zapdejtować, bo czasy się zmieniają i totalitaryzm przyjął nowy format. Można by mu dać nazwę "szczęście". Bo cóż by odpowiedziało wielu na pytanie czego pragną. Szczęścia oczywiście. Najważniejsze to być szczęśliwym.

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @stanislaw-orda 19 lipca 2019 16:09
19 lipca 2019 19:41

Jak pani Marianna dojdzie do wszechwładzy, to będą specjalne pokoje dla szczurów, z leżakami i kotletami sojowymi w podajnikach. Rolę szczurów będzie musiał przejąć ktoś inny. Myślę, że kandydatów wśród grup społecznych szybko sie wyłoni...

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Marcin-K 19 lipca 2019 19:37
19 lipca 2019 19:47

http://ewa-rembikowska.szkolanawigatorow.pl/pomys-napoleona-iii-czyli-z-koszar-na-salony

Dalej Holandia wiedzie prym w produkcji olejow roślinnych i margaryny  z tym, że via USA. Przykład  to Zakłady Tłuszczowe w Kruszwicy, które są cześcią Grupy Bunge.

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @Marcin-K
19 lipca 2019 22:33

Polityka zrównoważonego rozwoju. Planetę trzeba ratować. Ludzi za dużo.

Soja szkodzi na męskość.  Powoduje niedoczynność tarczycy. Soja modyfikowana genetycznie szkodzi na wszystko. Trutka o spowolnionym działaniu. Można ją przyrządzić w sposób mięsopodobny. Wiem, bo przez parę lat byłam bezideową wegetarianką. Najprawdopodobniej tanie wędliny/wędlinopodobne zamiast mięsa mają w składzie soję albo i co gorsze. Psina i kocina byłyby lepsze.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Marcin-K
20 lipca 2019 13:32

Ta moralna perspektywa jest szczególnie uwodzicielska

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Marcin-K
21 lipca 2019 20:43

To teraz Wilders ma mocne argumenty: Polacy chcą sprowadzić na planetę Ziemię kataklizm, nie chcą zrezygnować z węgla. Oprócz tego, że żrą ciągle schabowe, kiełbasę i karminadle, i sprzeciwiają się małżeństwom międzygatunkowym, z małpami, świniami, krowami i psami. Blisko jesteśmy ziszczenia się proroctwa niejakiego Maciejewskiego ala modo kataklizmo: Polacy zanieczyszczają powietrze. Kanibale.

Historyjka świetna. Dobrze że nie zacząłeś krzyczeć. Ani chybi wsadzili by cię do psychuszki. I jeszcze katolski fundamentalista. To już wogóle, lobotomia. 

Trzeba jakiś medal ustanowić dla Polaków, którzy powstrzymają swoje nerwy w skrajnych sytuacja emocjonalnych. 

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Rozalia 19 lipca 2019 22:33
21 lipca 2019 20:44

A banany jak szkodzą. Głowa boli. Sprowadzają niemoc na młodych mężczyzn. Nie żartuję. Jest cały taki filmik w youtubie.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować