Napisałem wczoraj mało chyba fortunne zdanie, o tym że w polityce nic się nie dzieje. Chciałem trochę przejaskrawić sytuację, bo oczywiście nie ma nigdy tak, żeby nic się nie działo. Mnie chodziło bardziej o to, że nie dzieje się nic, co mogłoby mieć jakieś przełomowe znaczenie. W tyle głowy miałem jednak świadomość, że na ten moment na topie jest tak zwana sprawa Kuchcińskiego. Po czym takie rzeczy poznaję? Ano po tych takich fikuśnych małych standach reklamowych przy kioskach, w których najczęściej kioskarze (a właściwie ci, którzy jeszcze nie wymarli) wystawiają szmatławce w rodzaju Wyborczej albo Faktu (Fakt jest zdecydowanie ciekawszy). W poniedziałek kupuję niemiecki Przegląd Sportowy i wtedy zerkam na okładki szmatławców. I tam jest zawsze a to jakieś bestialskie morderstwo, a to pijany Durczok, albo jakaś kolejna straszliwa afera związana z PiS-em. W ostatni poniedziałek mignęła mi na okładce Faktu znajoma twarz marszałka Kuchcińskiego. I to tu, to tam, raz za razem dolatywały do mnie jakieś kolejne strzępy informacji o "aferze Kuchcińskiego" i jego beztroskim lataniu państwowymi samolotami.

Jestem już po tych czterech latach rządów PiS-u oraz wcześniejszej dekadzie oskarżania tej partii o wszystko, co tylko komuś przyszło do niezbyt rozumnej czaszki, tak nastawiony, że ja będę bronił tego PiS-u nawet wtedy, gdy wyjdzie na jaw, że Jarosław Kaczyński dopuścił się jednak czynów lubieżnych na tym swoim kocie i tak naprawdę to ma konto i to wypchane taką ilością dularów, że mógłby zawstydzić katarski kalifat. Jak to możliwe, ktoś zapyta, że ja mogłem tak nisko upaść, by tak jawnie okazywać swoje lizusostwo wobec PiS-u. Ano możliwe. I co w związku z tym? Gdybym chciał zrobić taki numer, że dziennie pisałbym pięć, no dobra, niech będzie że trzy teksty o wymyślanych aferach związanych z PiS-em, to miałbym roboty na najbliższą dekadę, o ile wcześniej nie popełniłbym samobójstwa z nudów. Zliczałbym to alfabetycznie. Od mającego nadejść finansowego Armagedonu po zabijanie niedoszłych licealistów.

To nie ja taki się zrobiłem. To zrobili takiego człowieka ze mnie ci wszyscy głupi ludzie, którzy co jakiś czas próbują coś PiS-owi doszyć, a robią to tak fantastycznie i wprawnie, że nawet znajomy mojego znajomego, który jest autentycznym komunistą z poglądów i dotąd głosował całe życie na SLD, powiedział niedawno, iż jemu w obliczu upadku intelektualnego całej tej zgrai zwanej opozycją, nie pozostaje nic innego jak oddać ze wstrętem swój głos na PiS. Oczywiście zaraz wyskoczy jakiś, pardon, idealista i powie że nie ma się czym chwalić. Moim zdaniem jednak jest.

Patrzyłem więc na te okładki i nagłówki newsów z Kuchcińskim w roli głównej i myślałem sobie, że jest już naprawdę z nimi bardzo, bardzo źle. Przyznaję się szczerze: przeczytałem jeden jedyny artykuł tej sprawie poświęcony i tam Kuchciński stwierdza, że przez cztery lata on gdzieś tam poleciał dwadzieścia kilka razy i to tak naprawdę zawsze działo się na tak zwanej podkładce. I tyle. To jest ta cała afera. I kiedy czytam wzburzone teksty ludzi, wokół których, często praktycznie metr obok, dzieją się najróżniejsze straszne rzeczy, a oni, niczym posiadacze jakichś magicznych okularów, widzą nieustannie tylko trzy literki "P", "i", i "S" i liczą jeszcze w swojej bezdennej głupocie, że te parę lotów Kuchcińskiego przewróci rząd Morawieckiego a Polacy oddadzą przez te jego loty władzę Schetynie, to zaczynam jednak się przekonywać, iż mój pesymizm co do najbliższych wyborów jest jednak nie w pełni uzasadniony.

Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś z oburzonych lotami Kuchcińskiego miał cokolwiek wspólnego z instytucjami państwowymi, przez całe dekady mozolnie rzeźbionymi przez ludzi, którzy dziś zabraniają Kuchcińskiego żonie wrócić do domu samolotem, który i tak leciałby pusty. Najpewniej nie, bo wtedy wiedzieliby jaka jest skala marnotrawienia pieniędzy w świetle prawa nie tylko polskiego ale i unijnego. A jeśli mieli z tym wszystkim styczność i nadal próbują zrobić z Kuchcińskiego malwersanta, to znaczy że coś jest nie w porządku z ich poczuciem rzeczywistości.

Kuchciński malwersantem. Coś nieprawdopodobnego. No to po prostu straszne.

	Marcin-K
	6 sierpnia 2019 11:27