-

Marcin-K

Luter, Pan Tik-Tak, Ostap Bender i ONR

W piątkowy późny wieczór udałem się na pokaz ostatniego filmu Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”, który odbył się w moim rodzinnym Pruszkowie. Miałem szczery zamiar zamówić sobie ten film już wcześniej, ale ponieważ zbyt często w moim przypadku kończy się na chęciach, do dnia dzisiejszego nie udało mi się dokonać zakupu. Gdy zobaczyłem więc dwa skromne, częściowo już zaklejone przez reklamy chwilówek, plakaty zapowiadające ów pokaz pomyślałem: albo teraz albo nigdy. Było mi o tyle łatwiej, że miejsce pokazu – Spółdzielczy Dom Kultury (cóż za barwna nazwa!) – znajduje się tak blisko mojego miejsca zamieszkania, że właściwie mógłbym tam potruchtać w kapciach.

Idąc tam w piątkowy późny wieczór wśród sypiących się z nieba urokliwych płatków śniegu uświadomiłem sobie nagle, że ostatni raz w tej sali, w której miałem za chwilę się pojawić, byłem jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Ściągnięto nas tam niemal siłą wraz z potężną gromadą innych dzieci PRL-u z okolicznych szkół, bo jak wieść gminna głosiła, mieliśmy zobaczyć bohaterów programu telewizyjnego „Tik-Tak”. Każdy z nas miał nadzieję, podsycaną prze wiarygodne plotki krążące wśród nauczycieli, że będzie nam dane siedzieć blisko ciotki Klotki, albo tego protoplasty Owsiaka (czerwone okulary) czyli samego Pana Tik-Taka. Skończyło się jak wszystko na naszej prowincji. Na małą scenkę udekorowaną krepiną zamiast Ciotki Klotki wyszło dwóch śliskich fagasów przedstawiających się jako producenci „Tik-Taka” i wciskało nam przez bitą godzinę kity niczym Ostap Bender z powieści „Dwanaście krzeseł”. Bender obiecywał mieszkańcom zapadłej dziury o nazwie Wasiuki, że zorganizuje tam międzynarodowy turniej mistrzów szachowych, natomiast producenci „Tik-Taka” mamili pruszkowskie dzieci tym, że jeśli tylko chcemy, to wystarczy zgłosić się do nich, a kariera w telewizji będzie już na wyciągnięcie ręki. Dziwne to było, a przedziwny paradoks tej sytuacji uderzył mnie podwójnie, gdy po raz drugi w życiu wchodziłem po schodkach prowadzących do wejścia głównego Spółdzielczego Domu Kultury.

Wstęp był dosyć długi, więc czas na wrażenia z filmu. Trwa on prawie dwie godziny, a mimo wszystko wcale mi się nie dłużyło, co w moim przypadku oznacza bardzo pozytywną recenzję, ponieważ ja od kilku lat w ogóle nie oglądam filmów, gdyż potrafią mnie one doprowadzić do nieprawdopodobnych wręcz ataków znużenia. Zdecydowanie jeśli już mam czas to wolę coś poczytać, posłuchać muzyki albo pospacerować lub odwiedzić rzadko widywanych znajomych. „Luter” mnie nie znużył, wręcz przeciwnie. Może już pod koniec nieco się wierciłem na pamiętającym jeszcze czasy pana „Tik-Taka” krześle, ale ja już tak mam, że ciężko mi wysiedzieć długo w jednej pozycji.

Film ten zaskoczył mnie tym, że jest po prostu ładny. Wiem, że brzmi to infantylnie, ale nie umiem znaleźć innego, lepszego określenia. Ładne są ujęcia z dronów, ładne są animacje i bardzo ładne i do tego precyzyjnie umieszczone w sensie proporcji są ujęcia na wypowiadających się ekspertów. Nie ma w „Lutrze” ani śladu tej dobrze nam znanej siermięgi, jaką często widzimy w produkcjach mających konkurować z budżetowymi potworami. Myślę że spokojnie mógłby polecieć w jakimś Discovery i nikt pewnie z widzów przeżuwających sypaną tam ładnie opakowaną paszę nie zorientowałby się, że podłożono mu na talerz substancję niebezpieczną. Zaskoczyło mnie też coś innego, mianowicie to, że w filmie dotyczącym przecież spraw poważnych znalazła się nawet i szczypta humoru. Nie będę zdradzał szczegółów, niech to będzie z mojej strony drobna zachęta do obejrzenia.

No dobrze, a treść? Tego nie potrafię ocenić, ponieważ nie mam odpowiedniej wiedzy by polemizować z zaprezentowanymi tezami. Brzmi to wszystko dosyć spójnie i póki co jedyną odpowiedzią na to, co zaprezentował Braun jest głucha cisza. A przecież gdyby były tam jakieś nieprawdy lub totalne przeinaczenia, to przecież z pewnością zareagowałby redaktor Terlikowski, prawda? Film się sprzedał z tak zwanego „samochodu”, ale ta wspomniana już cisza jest nienaruszona. Ani nie ma głośnych oskarżeń z ulicy Czerskiej, ani krytyki hierarchów, ani też wysypu analiz krytycznych autorstwa najtęższych uniwersyteckich łbów. No to co ja mam w tej sytuacji sobie myśleć, no co? Ja wiem tak naprawdę, co cisza wokół filmu Brauna ma nam przekazać. Mianowicie to, że Braun to po prostu człowiek niespełna rozumu, a jakakolwiek forma obcowania z jego działalnością, to coś gorszego niż palenie kiepskim węglem w mroźne poranki. W takim razie jeśli ktoś zapytałby mnie, czy warto ten film zobaczyć, to odpowiem: koniecznie, koniecznie.

Na koniec tej dziwnej recenzji opowiem jeszcze o czymś, co nie ma przecież związku z samym Braunem i jego filmem. Otóż jak się okazało na miejscu, organizatorami tegoż pruszkowskiego pokazu, był rachityczny miejscowy ONR. Gdy już znalazłem się na sali i zasiadłem na swoim krzesełku dostrzegłem na tej samej scence, z której niegdyś przemawiał do mnie nasz swojski Ostap Bender, dumnie rozpostarte dwa zielone ONR-owe proporce. Nic to, pomyślałem, a co mi tam ten ONR, skoro nic ode mnie, póki co, nie chcą, to wszystko gra. Skoro w moim pięknym mieście nikomu innemu nie chciało się takiego pokazu zorganizować, to w sumie może być i ONR.

No ale w pewnej chwili zdarzyło się coś, czego do tej chwili, gdy siedzę i piszę ten tekst, nie umiem sobie wytłumaczyć. Otóż gdy nadeszła chwila, gdy uznano, iż można film uruchomić, stojący dotąd przy drzwiach wejściowych panowie organizatorzy wyjęli jakieś tajemnicze pudełko, z którego dobyli zielone opaski z dobrze nam znanym symbolem ONR-u. Dobre kilka minut trwało zakładanie tych opasek, ponieważ nikt tego nie mógł zrobić sam. Jeden kamrat musiał zapinać rzep drugiemu kamratowi. No i szeleściły te rzepy, potem jeszcze każdy z panów poklepywał się po ramieniu, żeby opaska lepiej się ułożyła. Ci którzy już się uporali z opaskami zamykali skrzętnie drzwi. Patrzyłem na to widowisko nieco zdumiony, podobnie jak zgromadzona na sali publiczność. Mieli ci panowie na tyle poważne miny, że na serio zacząłem się zastanawiać, czy za chwilę nie zaczną przepytywać widzów z historii Dmowskiego i pytać: a ty jesteś za Benedyktem, czy za Franciszkiem? Na szczęście nie doszło do tego. Panowie spokojnie stanęli pod tymi zamkniętymi drzwiami, zgasły światła i seans się rozpoczął.

Opuściłem więc Spółdzielczy Dom Kultury w towarzyszeniu ambiwalentnych wrażeń. Z jednej strony cieszyłem się, że dane mi było obejrzeć nowy film Grzegorza Brauna, ale z drugiej strony nie chciała mi uciec z głowy ta przedziwna demonstracja z zakładaniem opasek. No i ten Ostap Bender mi się przypomniał i pan „Tik-Tak”. Dziwny to był wieczór, ale w sumie udany.



tagi:

Marcin-K
21 stycznia 2018 14:11
13     1536    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Maryla-Sztajer @Marcin-K
21 stycznia 2018 15:01

Bardzo fajna recenzja:))). Niestety nie mam pod ręką działaczy ONR...nawet bez opasek:))

.

 

zaloguj się by móc komentować

Shork @Maryla-Sztajer 21 stycznia 2018 15:01
21 stycznia 2018 15:18

mamy nową definicję recenzji. Opisz wszystko za wyjątkiem materiału, który recenzujesz...
:-)
Nie rozumiem tego strachu. To pewnego rodzaju zgromadzenie, więc i są dyżurni odpowiednio oznaczeni. No ale ja jestem weteran marszów na których widziałem jak dwa łyse zakapiory z ONR delikatnie  pod łokicie prowadzili nobliwą, starszą panią, która potknęła się na torach tramwajowych.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @Shork 21 stycznia 2018 15:18
21 stycznia 2018 15:27

Ale tekst sam w sobie śliczny:))))))). Cudny wprost

Rozumiem, że jako starsza pani mam się - jakby co - rozglądać z ONR ??:)))) 

.

 

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @Maryla-Sztajer 21 stycznia 2018 15:01
21 stycznia 2018 16:03

Dziękuję za dobre słowo :)

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @Shork 21 stycznia 2018 15:18
21 stycznia 2018 16:08

Przepraszam bardzo, ale poświęciłem filmowi całkie sporo. Dałem mu pozytywną recenzję, a nie chcę go opisywać w szczegółach, bo to bez sensu. A że film stał się pretekstem do kilku obserwacji, no cóż. Tak już mam z tym pisaniem:)

Ja doskonale rozumiem, że w ONR-rze są fajne chłopaki co to i staruszkom pomogą. Mam jednak tak, że jestem wobec ONR-u nie ufny, być może przez pewną teatrealizację działań, co widziałem na własne oczy. Nie umiem wytłumaczyć sobie, po co oni nagle wyjęli z głupia frant te opaski i w bojowych nastrojach sobie je nawzajem zakładali. Nie wyglądało to poważnie.

zaloguj się by móc komentować

Shork @Maryla-Sztajer 21 stycznia 2018 15:27
21 stycznia 2018 17:04

cały tekst bardzo dobry, daję plusa, rozglądać. Uczynni ludzie

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @Marcin-K 21 stycznia 2018 16:08
21 stycznia 2018 17:23

Nie od razu Pan widział komu zawdzięcza film... Taka niedowidząca staruszka, jak ja ...to już wcale:))

A tak ...akcja promocyjno informacyjna ....bez dodatkowych kłopotów:)))

.

 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @Maryla-Sztajer 21 stycznia 2018 15:27
21 stycznia 2018 17:31

podzielam opinie i doznania, jest to tekst autentyczny w wyrażaniu odczuć

zaloguj się by móc komentować

Shork @Marcin-K 21 stycznia 2018 16:08
21 stycznia 2018 17:32

nie maza co przepraszać wszystko OK, czepiłem się tylko przyjacielsko nazwaniem tekstu - recenzją.

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Marcin-K
21 stycznia 2018 22:26

Ubawił mnie Pan tym paleniem kiepskim węglem w mrozne poranki :)) świetne

zaloguj się by móc komentować

adamo21 @Marcin-K
22 stycznia 2018 16:05

Nie lubię poniedziałków, jednak taki, jakże lekki, text eliminuje negatywne uczucie nielubienia, a także, zaskakująco, przypomina czas dzieciństwa, kiedy zganiano nas, dziatwę szkolną, na projekcje przedziwnych filmów krótkometrażowych (np jak plucie na ulicy przyczynia się do rozprzestrzeniania gruźlicy - sam nie wiem dlaczego to jeszcze pamiętam), lub spotkania z np tow. strażakiem lub innym milicjantem.

Q: Czy ww plakat nie informował kto/co stoi za organizacją projekcji filmu gb?

QR: Czy oni, ci z ONR, muszą być wygoleni na łyso? 

zaloguj się by móc komentować


Marcin-K @adamo21 22 stycznia 2018 16:05
22 stycznia 2018 16:24

Q1.: Nie wiem, nie przyglądałem się aż tak bardzo - na plakacie była grafika ze strony GB reklamująca film. Zresztą nawet gdybym to dostrzegł, to i tak bym poszedł. Gdyby się skończyło na proporcach też bym to przeżył, bo mnie ONR ani ziębi ani grzeje. Natomiast ta scena z zakładaniem opasek wyglądała, jak wyjęta z jakiegoś durnego skandynawskiego filmu "moralnego niepokoju", dlatego utkwiła mi w głowie.

Q2.: Ci u nas nie byli akurat wygoleni na łyso.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować