-

Marcin-K

Niestety

Niestety – sporą cześć swojego życia przeznaczyłem na różnego rodzaju złudzenia. Jednym z nich było to związane z mitologią podróżowania. To znaczy długo wmawiałem sobie, że nauczę się kiedyś czerpać przyjemność z przemieszczania się w takie czy inne miejsca. Dobra wiadomość jest taka, że już sobie tego nie wmawiam. Jeśli już gdzieś jadę, to po prostu przygotowuję się na najgorsze, zamykam oczy i odliczam w myślach supełki, aż w końcu jestem na miejscu. Jest to praktyczne podejście, bo jeśli obok mnie nie siedzi upity Harnasiami ziomek z osiedla albo nie mam za plecami rozgadanej telefonicznie wesołej słomianej wdówki, to właściwie nawet potrafię nawet jako tako utrzymać nerwy na wodzy i tyle wystarczy mi, by uznać, że dana podróż nie była taka zła.

Podróżowałem dziś z Warszawy do Ostrowca Świętokrzyskiego autobusem „rejsowym” należącym do pewnego – zostawmy go w tajemnicy – przewoźnika. Byłem dosyć ciekawy, jak będzie ten „rejs” wyglądał, bo chociaż ludek już właściwie o pandemicznym terrorze zapomniał, ale jednak przecież nikt chyba póki co pandemii nie odwołał. No chyba że się mylę. Tymczasem tuż przed wyznaczoną godziną tłum gęstniał i przestać gęstnieć nie zamierzał. Nazywając rzecz po imieniu: przewoźnik upchał narodu w piętrowym autobusie tyle, jakbyśmy byli terenowymi członkami Koalicji Europejskiej i "spontanicznie" jechali z jej ramienia do stolicy na antykaczystowskie protesty. Klimatyzacja w autobku działała tylko teoretycznie, więc jeśli koronawirus nie był wymysłem ministra Szumowskiego i Billa Gate’sa, musiał mieć w takich a nie innych okolicznościach całkiem przyjemne miejsce do rozwoju. Gdy autobus ruszał z jakże zacnego Dworca Zachodniego jakieś 70% pasażerów miało na twarzach maseczki. Za Radomiem w maseczce zostałem tylko ja. Dało wyczuć się w powietrzu pewnego rodzaju konfuzję – ludziska zapewne w głębi duszy myślały sobie: cholera, chyba coś jest nie tak. Skrupuły te zapewne nie miały jednak szans w starciu z innym faktem – wszak siedzimy w autobku, jedziemy tam gdzie potrzebujemy. A skoro pan kierowca ubrany w czystą i białą koszulę z uśmiechem na twarzy życzy nam przyjemnej podróży, to chyba wszystko jest w porządku – racjonalizacja tego co wszyscyśmy tam przeżyli tak właśnie z grubsza wyglądała.

Jako człowiek z natury przekorny, patrząc na przemykające za oknem mazowieckie równiny, rozgrzebywałem w głębi ducha piętrzące się wątpliwości. Było to tym łatwiejsze, że tym razem, w obliczu spraw ważniejszych, bałwan Podróżopełek nie poraził mojego autobusu postaciami oryginalnymi. Bo ukraińskie małżeństwo przewożące karton z 60-calowym telewizorem, czy siedząca za mną pani z córką w wieku nastoletnim, która to zwracała się do swojej latorośli per Vanessa i opierająca się o mój fotel kolankami fundując mi niezamawiany wcale masaż nerek, to po prostu rzecz nie warta wspomnienia. Podróż w świętokrzyskie była całkiem w porządku. No tylko te myśli o tej samobieżnej „strefie wolnej od pandemii” (przypomniała mi się „strefa zdekomunizowana” w Chobielinie) jakoś nie pozwalały mi się do końca wyluzować. Oto bowiem jedzie sobie samotnie pandemiczny sceptyk – jako jedyny na kilkadziesiąt osób ubrany w maseczkę. Niczym żywy dowód protestu. I naprawdę chciałem wtedy zobaczyć minę przywołanego tu juz ministra Szumowskiego, a przede wszystkim usłyszeć od niego odpowiedź na pytanie: tak na pewno powinno być?

Sprawdziłem sobie w czasie jazdy, co na ten temat „mówią media”. W ogóle przy okazji – coś osobliwego dzieje się z internetem pod banderą google’a. To „siedlisko wolnej wymiany myśli” ma od dłuższego czasu tajemnicze problemy z wyszukiwaniem niektórych treści. Spróbujcie na przykład sprawdzić w internecie, która w najbliższym czasie niedziela będzie tą handlową. Jest to dość ciekawy eksperyment i mini-seminarium pt.: komercyjne mechanizmy w internecie a pozycjonowanie treści.

Podobnie było z informacjami na temat obostrzeń w autobusowym transporcie międzymiastowym. „Najświeższe” newsy na ten temat pan Google datuje na – dobre sobie – początek maja. Żeby uzyskać informacje jeszcze bardziej „świeże”, musiałem trochę podusić swojego smartfona. I w końcu trafiłem na tajemniczą stronę o niezwykle przyciągającej uwagę nazwie "info-bus". A tam uderzył mnie znamienny tytuł: „Rząd znosi obostrzenia w ruchu międzymiastowym. Po cichu”. Z treści tego artykułu, utrzymanego w przedziwnej, nazwałbym ją gimbusiarską, stylistyce wynika, że strona ta należy do ludzi uważających się za ostoję sumienia całej branży transportowej w Polsce i że rości sobie ona prawo do głównej roli w wywalczeniu, de facto, likwidacji obostrzeń w autobusowym ruchu pozamiejskim. Wrzucono tam cytat  jakiegoś odpowiedniego rozporządzenia i z niego wynika jak byk. Rząd pozwolił na stu procentowe obłożenie „autobusów rejsowych”. To jednak było dla „info-busa” za mało. „Info-bus” złości się, że rząd nie nagłaśnia takowego faktu, tylko kryje takie dobre nowiny pod korcem. Na koniec – to na dowód specyficznej maniery, o której pisałem wcześniej – wali „info-bus” pod ladę: rząd ma przewoźników „w poważaniu”.

Moja interpretacja – rząd zapewne pod naporem lobby (śliczne jest to slowo) transportowców zdjął z niej pandemiczne zaklęcie i kazał im się z tym z bardzo nie obnosić, bo przecież jak to by wyglądało, ten ścisk w autokarach, kiedy z drugiej strony słyszymy o korona-górnikach, następnym fenomenie stojącym na jednej półce z „zabójczymi kopertami”. Jak to jednak z ludźmi bywa – dasz palec, stracisz rękę a niewykluczone że i łokcie. Oburzony „info-bus” musiał wyrazić oburzenie. Rząd zezewala, ale nie nagłaśnia, przez co nie każdy Ukrainiec wie, że spokojnie można jechać w te i we wte z 60 calowym telewizorem pod pachą. Ergo - jak to mawiają w telewizji - mamy mniej "pieniążkow", bo te zawsze stoją na samym końcu każdej sprawy. A ludzie w przetłoczonych autobusach? A ten tak ponoć niebezpieczny wirus? Ktoś chyba ma go w poważaniu i już nie wiem, kto bardziej. Rząd, czy przewoźnik.

Dobre tylko to, że tajemnica tej wyjątkowo ścisłej podróży się wyjaśniła. Puenty nie będzie – zawsze mam z nią problem, a tym razem myślę, że byłaby po prostu nie na miejscu.

Na miejscu, w Ostrowcu, wesoły taksówkarz zaprosił mnie do auta. Urocza była ta folia rozparta miedzy przednimi a tylnymi miejscami i powzmacniana szarą taśmą. W czasie krótkiej podróży taksówką dowiedziałem się, że pan taksówkarz martwił się tym, iż pandemia się kończy. Panie – mówił – ja nigdy tyle pieniędzy nie zarobiłem. Jak to? – zdziwiłem się. Ano tak, tak. – odparł. Panie, Ukraińcy, jak wszystko stanęło, musieli jakoś jechać do granicy, a w całym Ostrowcu taksówkarzy czynnych było trzech. W tym ja – tu dumnie wskazał na siebie palcem. Panie – kontynuował – ja nawet kursy do Lublina miałem. A teraz Ukraińcy wracają (nie pytałem czy wożą telewizory z powrotem) i dalej ich wożę, bo nie wszystkie połączenia wznowiono. No to w czym problem? – spytałem ponownie. Tu taksówkarz się zafrasował: a bo nas teraz już jest dwudziestu do podziału. Niestety.



tagi: pandemia 

Marcin-K
11 czerwca 2020 14:40
7     2004    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @Marcin-K
11 czerwca 2020 19:26

Tylko jeszcze urzędy, administracja, przychodnie, banki, apteki, i poczta trzymają poziom i są bastionami nie do zdobycia w prosty sposób.

U mnie wyznaczono 4 terminy obron prac dyplomowych dziennie, bo po każdym dyplomancie dezynfekują pomieszczenie, co zajmuje pewien czas.

 

 

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @Marcin-K
12 czerwca 2020 00:50

Panska notka jest interesujaca, daje plusika.

Ale co mnie naprawde boli w panskim tekscie to ta Vanessa co to siedziala za panem i katowala panskie nerki.

Wlasciwie slowo "bol" nie jest odpowiednie, raczej zenada i zalamanie rak.

Niech sie Bog zlituje nad tym naszym slowianskim stadem.

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @chlor 11 czerwca 2020 19:26
12 czerwca 2020 11:26

No właśnie- a w autokarach pandemii już nie ma. I to najzupełniej oficjalnie. Im dłużej się człowiek nad tym zastanawia tym dziwniej to wygląda wszystko...

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @Szczodrocha33 12 czerwca 2020 00:50
12 czerwca 2020 11:28

Dla porządku dodam tylko że jak po pierwszym ucisnieciu w nerki odwróciłem się że zdziwiony wyrazem twarzy to słowiańska Vanessa z ujmujacym uśmiechem zapytała czy mi to nie przeszkadza. Tak że u nas Słowian kultura zawsze musiet byt.

zaloguj się by móc komentować

mooj @Marcin-K 12 czerwca 2020 11:26
12 czerwca 2020 13:55

Coś w tym jest, tzn oprócz niekwestionowanej przeze mnie relacji faktów - przekonanie, że jakiekolwiek odpuszczenia, zlikwidowanie choćby jednego przymusu / zakazu , zastąpienie zlikwidowanego łagodniejszym - oznacza "koniec, wszystko można". Jedna osoba z pasażerów całego autobusu zastosowała się do przepisów - zasłaniała usta i nos. Reszta nie.

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @Marcin-K 12 czerwca 2020 11:26
12 czerwca 2020 16:53

"No właśnie- a w autokarach pandemii już nie ma. I to najzupełniej oficjalnie. Im dłużej się człowiek nad tym zastanawia tym dziwniej to wygląda wszystko..."

Tym bardziej, ze rozkreca sie juz ponownie medialna mielonka w temacie "wirus". Media - amerykanskie i swiatowe, jakby sie nie mogly zdecydowac, czy trzymac sie hasla "wszyscy jestesmy Georgami Floydami", czy tez zjechac na stary dobry temat straszliwego wirusa.

Wyplynal znowu stary komunista z Etiopii, z mocnymi powiazaniami chinskimi, jego gang - WHO znowu ostrzega przed kolejna fala koronawirusa.

Tymczasem sekretarz skarbu USA Steven Minuchin oswiadczyl twardo, ze ponowne zgaszenie gospodarki i uwiezienie ludzi w domach nie wchodzi w rachube.

Oczywiscie obowiazujace restrykcje i zakaz duzych zgromadzen wcale nie przeszkadzaja protestujacym w roznych amerykanskich miastach i na swiecie.

No ale wiadomo, cel jest tak szlachetny - walka z rasizmem, ze maja immunitet. Chyba nawet sam wirus cofnie sie przed nimi i ich gniewem i prysnie gdzie pieprz rosnie.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Marcin-K
13 czerwca 2020 07:23

Okazuje się, że nie tylko Amazon zwielokrotnił swoje obroty, pracę, zatrudnienie, no i zyski. Już w trakcie pracy domowej głośno było o masowym obleganiu marketów i sklepów budowlanych, a branża usługodawców narzekała na złote rączki, które postanowiły, przy okazji, odrobić zaległe domowe remonty. W ubiegłym tygodniu, czyli już po „wszystkiemu” odwiedziłem kilka takich przybytków, od małego sklepiku we wsi po podmiejskie giganty. W środku dnia, w środku tygodnia ledwo znalazłem miejsce na na parkingu, a na hali nastrój i tłum przedświąteczny. Koszyki wypełnione po brzegi, a wiec pewnie i producenci chyba nie spowolnili, bo nie wierzę, że to wszystko mieli na magazynach. Gdyby tak łatwo można było otworzyć market budowlany jak taksówkę to pewnie i tu pojawiłyby się nowe. Zdrowia życzę po autobusowej wycieczce z klimą. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować