-

Marcin-K

Pielgrzymka to nie wycieczka, ale warto iść

Tekst ten powstał najzupełniej spontanicznie po wpisie Bożeny. Nie ma ładu i składu, ale chęć napisania go nie dała się ujarzmić.

 

Moje trzy Pielgrzymki na Jasną Górę odbyłem, gdy byłem szczurowatym i głupio zbuntowanym wyrostkiem. Była to połowa lat 90 tych, raczej ta pierwsza. Jak się tam znalazłem? W pewnym czasie, dzięki mojemu koledze z klasy, poznałem starsze od siebie towarzystwo, które udzielało się w tak zwanych oazowych klimatach. Dzięki nim przeżyłem pierwsze samodzielne wyjazdy (oprócz kolonii, ale to się przecież nie liczy). Pojechaliśmy na czuwanie do Częstochowy. Potem bywałem wielokrotnie na weekendowych wyjazdach do podwarszawskich Lasek. Mieszkaliśmy w przykościelnym domu. Dostawaliśmy tam śniadanie, obiad i kolację. Była tam herbata podawana w wielkich dzbanach. Nikt nigdy nie zażądał ode mnie za to żadnych pieniędzy. Do dziś zastanawiam się jak to funkcjonowało. Wciąż między nami byli księża i zakonnice, a my byliśmy nastolatkami. Sam nigdy nie spotkałem się z żadną pedofilią, ani nawet nie słyszałem żadnych plotek. Nikt mnie nie molestował, ani moich znajomych.

Były to świetne czasy, choć ja wówczas byłem człowiekiem dalekim od świadomej wiary. Wiem, to brzmi cynicznie, ale tak było. Nigdy jednak nie przeszkadzało mi środowisko katolickie, ani nie przychodziło mi do głowy, żeby się ostentacyjnie wstrzymywać od klękania. Czułem się tam świetnie, nikt nie wyrzucał mi za moje wątpliwości. Ot, może tylko, jak to do dziś bywa (choć pracuję nad tym usilnie i przychodzą efekty), czasami w czasie Mszy Świętej dostawałem ataków znużenia, albo moje myśli odpływały gdzieś daleko.

Potem padło hasło: pielgrzymka. Moi rodzice puścili mnie bez problemu.

Gdy dziś myślę o Pielgrzymce, widzę przede wszystkim niesamowitą organizację. Były to czasy jeszcze przedkomórkowe i nie każdy też miał jeszcze w domu telefon stacjonarny. Tymczasem cały zapis na Pielgrzymkę wyglądał tak, że jechało się do Kościoła Św. Anny w Wawce, wpłacało się dwadzieścia złotych, zostawiało swój bagaż i można było odejść. Potem wszystko chodziło jak w zegarku. Bagaże czekały na pielgrzymów, gdy ci schodzili trasy na wieczór. Grupy pielgrzymkowe szły jak od sznurka oznaczone kolorami. Chłopaki z megafonami zmieniali się jakby prowadził ich jakiś zinformatyzowany menadżer. Nigdy nikt z niczym się nie spóźnił, nigdy nic nie nawaliło. Jest to do dziś dla mnie zagadka.

Chciałbym poopisywać konkretne wspomnienia z tych trzech pielgrzymek, ale tak naprawdę zajęłoby to z pięć tekstów i nie sądzę, by one były tak ciekawe jak mnie się one wydają. Może rzucę po prostu kilka najbardziej narzucających się reminiscencji.

Pamiętam że każdego dnia jedliśmy obiady u gospodarzy, którzy czekali na trasie pielgrzymek i zapraszali do siebie na podwórka. A tam często stały ustawione proste stoły. Podawano nam niesamowicie swojskie, proste i pyszne rolnicze obiady. Zawsze było mięsko, ziemniaki, zupy. I znów. Nikt nie żądał pieniędzy. Normalnością były osoby stojące przy płotach z garami kompotu. Wisiała na sznurku jedna łyżka wazowa. Można było pić ile się chciało, brać do manierek. Nikt się nie brzydził, ani nie narzekał. Kiedyś, w jednym miejscu, jakiś chłop postawił gar z kompotem i życzył sobie złotówkę za szklankę. Był to jeden jedyny raz kiedy coś takiego widziałem. Nikt od niego nie kupował, a opowieści o nim krążyły jeszcze na następnej pielgrzymce.

Pamiętam takiego śmiesznego Andrzejka. Był on naszym zaopatrzeniowcem. W każdej wsi, w której nocowaliśmy wyglądało to podobnie. Ponieważ Andrzejek nigdy się nie męczył, zaraz po dojściu do końca etapu, mówił „na razie” i znikał gdzieś między polami. Mijała godzina i Andrzejek wracał z wielkim bochnem chleba. Pajda ciepłego chleba z konserwą i pomidorem stanowi do dziś dla mnie synonim kulinarnej rozkoszy.

Myliśmy się pod kranami, pompami, studniami. Nikt nie chodził brudny. Nie było tam mowy o jakichś hipisowskich sytuacjach, jakiejś patologii. Nigdy nie słyszałem o alkoholu ani go nie widziałem. Być może mnie nie wtajemniczano, ale nie miałem tam nigdy z tym styczności.

Przychodziły momenty kiedy człowiek miał naprawdę dość. W kurzu, w skwarze. Wstaje się tam około piątej rano, trzeba składać namioty i ruszać. A z przodu przez megafony wciąż nieustannie księża śpiewali krzepiące piosenki religijne.

Nie wiem, czy do dziś ten zwyczaj istnieje, ale wtedy często zdarzało się, że młodzi księża wstawali przed pielgrzymami i jeśli ktoś nie schował butów do namiotu, to oni je zabierali i chowali. Potem nie mogąc powstrzymać śmiechu włączali megafony nad uśpionym obozowiskiem i obwieszczali: Wstawamy! Nie mamy butów! Przynosiło to iście upiorne efekty.

Ciekawe było też to, że ostatniego dnia, gdy dochodziło się do Jasnej Góry w człowieka wstępowała niesamowita energia. Zdarzało się, że jakieś starsze panie nas popędzały, żebyśmy szli szybciej, bo zaraz będzie Klasztor.

Pielgrzymka to nie wycieczka. Należy to na pewno zaznaczyć. Niezależnie od tego kto z jakimi tam idzie intencjami na pewno przeżywa tam coś wyjątkowego, i mam tu na myśli sens czysto religijny. Ale o tym już nie będę pisał. Niech to będzie zachęta i mała odrobina tajemniczości. Trzeba samemu sprawdzić.

Czasami przychodzi chęć, by pójść raz jeszcze. Trochę boję się, że bym nie wytrzymał. W wieku 42 lat wybieram się na kurs prawa jazdy, więc myślę, że i Pielgrzymka do mnie wróci.



tagi: pielgrzymka 

Marcin-K
2 sierpnia 2018 21:03
10     1183    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

bozenan @Marcin-K
2 sierpnia 2018 21:20

o, to to! Chleb z konserwą, obiady u gospodarzy, pyszne ciasta na deser:-) Ja rówbież nigdy nie spotkałam się z jakimiś dziwnymi zachowaniami (fakt, że nie byłam specjalnie towarzyska ani interesująca się otoczeniem), ale były takie noclegi w większych miejscowościach, gdzie były sklepy i pielgrzymi coś tam sobie kupowali, ale alkoholu nigdy nie widziałam. 

Co do organizacji samej pielgrzymki, to faktycznie pełna profeska, choć nigdy wcześniej o tym tak nie myślałam, bo wydawało mi się to oczywiste - człowiek w wieku 17 i 18 lat jest mega egocentrykiem:-) 

Też uważam,że każdy, ale to każdypowinien choć raz pójść.

Fajnie, że napisałeś tę notkę. Zobacz, tyle lat, a człowiek ciągle tak przeżywa. 

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @bozenan 2 sierpnia 2018 21:20
2 sierpnia 2018 21:25

No właśnie. Wystarczy poruszyć strunę i wspomnienia wracają. Zresztą wystarczy opowiedzieć o Pielgrzymce nawet typowym dzisiejszym "ateistom" i nawet oni nic nie plumkają. Może kojarzy im się to z modnym dziś survivalem. Jakbym miał dziś wypisać rzeczy, z których jestem dumny, to te trzy Pielgrzymki byłyby bardzo wysoko, niewykluczone że na samym pudle.

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @Danae 2 sierpnia 2018 21:24
2 sierpnia 2018 21:28

Jest to na pewno kuszące. Choć na początek wolałbym znów pójść w tę klasyczną trasę do Częstochowy.

Jak głęboko pokopię w pamięci, to przypominają mi się idące tam osoby bardzo stare, nierzadko już z poważnymi chorobami dotykającymi kręgosłupów i kończyn. Pielgrzymka naprawdę może poprzestawiać każdemu rozmaite nowoczesne pojęcia.

zaloguj się by móc komentować

atelin @Marcin-K
3 sierpnia 2018 08:27

Dzięki. Łezka się zakręciła.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @Marcin-K
3 sierpnia 2018 09:00

Wspominkowo, to zaznaczę, że byłem raz na najdłuższej Kaszubskiej pielgrzymce. Szukałem Odpowiedzi, Żony wśród Swoich - ale nie znalazłem. Prosiłem o pomoc w sprawie znalezienia Żony takiej jakie kiedyś były Matkę Bożą na Jasnej Górze i przez całą pielgrzymkę pytałem się Pana Boga czy Chce/mam zostać Księdzem/Ojcem - bo odkryłem Pana Boga - z nadzieją, że nie mam. Żonę znalazłem później niedaleko obszaru z którego Kaszubi najpewniej w 7 wieku wywędrowaliśmy i zasiedliliśmy swoje tereny pomiędzy miastami Gdańsk - Lubeka (roszczenia terytorialne dla Księstw/a Kaszubskich/ego wiszą w powietrzu). Na podróż poślubną poszliśmy pokutnie do Hiszpańskiego Santiago de Compostela - to znaczy ja poszedłem pokutnie, a Żona dzieli ze mną Swój "los" i przeżyliśmy różne przygody, a wśród pomocnych bardzo Katolików znalazł się jeden Arab - pewnie muzułmanin - niech Matka Boża wyprowadzi Go na prostą do jedynej wiary opartej na Prawdzie proszę. Wtedy w północnej Hiszpanii było zimniej niż w Polsce. Prosiłem o Pomoc Matkę Bożą Częstochowską, nie widząc wtedy jeszcze Jej wpływu na moje wcześniejsze życie i nie kojarząc, że urodziłem się w Dniu Jej Święta.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @Brzoza 3 sierpnia 2018 09:00
3 sierpnia 2018 09:07

Co do roszczeń terytorialnych, to jeślibyśmy wzięli za pozwoleniem Pana Boga jeszcze kawałek do Hamburga, to np Księstwo/a Kaszubskie w Koronie Polskiej miało by wyjście na Morze Północne.

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @Marcin-K
3 sierpnia 2018 09:15

Niech Pan poopisuje, to z pewnością będzie ciekawe. Dziękuję za tę notkę, czekam na następne.

zaloguj się by móc komentować

syringa @Marcin-K 2 sierpnia 2018 21:25
3 sierpnia 2018 14:53

Chciałbym poopisywać konkretne wspomnienia z tych trzech pielgrzymek,

 

KONIECZNIE!

moze niekoniecznie opublikować ale niech to będzie zapisane! My jako naród mamy małe poczucie historyczności -że dzieje się tyle, a to potem umyka bo nikt nie pomyślał aby to zapisać.

 

zaloguj się by móc komentować

syringa @Danae 2 sierpnia 2018 21:24
3 sierpnia 2018 14:58

Moj znajomy , zdolny malarz , poszedł z żoną i 10letnią córka do Santiago. Szli dziennie ok 15 km, własnie sami indywidualnie, i w ogole -jak mowi -nie bylo to problemem. SPotykali mnostwo ciekawych ludzi na trasie (raczej na noclegach) np. Kanadyjczyka ktory od lat robi w czasie urlopu ok 200km i następnego roku zaczyna od ostatniego miejsca poprzedniego (a idzie az z Burgundii)

W koncu dojdzie...

zaloguj się by móc komentować

gorylisko @Marcin-K
3 sierpnia 2018 22:58

w rzeczy samej, przyłaczam się do prośby o wspomnienie pilgrzymkowe... i proszę o modlitwę abym mógł pojść na pielgrzymkę... wprawdzie Częstochowa jest mi znana bo niedalek spędzałem wakcje (Koziegłowy) i moja śp. Babcia nauczyła mnie nabożeństwa do Matki Boskiej Częstochowskiej... Szczęść Boże...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować