-

Marcin-K

O historii przemocy.

W niedawnym swoim tekście Coryllus pisał o historiach związanych z tą tak zwaną drobną przestępczością i jej rozmaitych formach z jaką musieliśmy i musimy się borykać w różnych okresach aż po nasze swojskie czasy. I znów otworzyła się w mojej głowie jakaś zapadka. Im jestem starszy tym bardziej nachodzi mnie chętka na wspominki.

Urodziłem się i spędzam do dziś całe swoje życie w Pruszkowie, mieście które do dziś wywołuje określone skojarzenia i nie są to ani trochę skojarzenia pozytywne. Niektórzy mają to szczęście, że przyszło im żyć w miejscu, które w każdym możliwym zakątku Polski kojarzy się przynajmniej świetnie. A to jest tam jakaś produkcja wody mineralnej, a to urodził się tam Piłsudski (albo przynajmniej tamtędy przejeżdżał), a to mają tam jakiś piękny potok. Ja niestety trafiłem gorzej. I jest to o tyle dziwne, że negatywny pijar Pruszków otrzymał w prezencie od raczkującej "demokracji", bo wcześniej, za peerelu, zapewne jeśli już komuś cokolwiek się z Pruszkowem mogło kojarzyć, to ewentualnie kredki z misiem (to była nasza perła w koronie, potem uznano że nie ma sensu produkować w Polsce kredek dla dzieci) albo to jedno jedyne zdanie poświęcone mojemu miastu przez Prusa w Lalce, gdy Wokulski jechał pociągiem do Paryża. Ale ja pamiętam dość dobrze Pruszków końcówki pierwszej komuny. Żeby było zabawniej to mieszkaliśmy z rodzicami w tej części miasta, która nie cieszyła się dobrą opinią nawet wśród samych Pruszkowiaków, co już samo w sobie brzmi nieciekawie. Cóż tu dużo mówić. Było to po prostu zwyczajne żulowo. Stare zaniedbane kamieniczki (często bez wody), krzywe chodniki i na każdym rogu jakaś pijacka ekipa. Wspominają często czasy peerelu zwolennicy twardej ręki. Wtedy to, panie, przychodził dzielnicowy, łapał za wsiarz i było po pacjencie. No niezupełnie. Widok poczciwego fiata 125p w kolorze niebieskim i charakterystyczną migałką na dachu był pewnego rodzaju u nas ewenementem. Wszak, uświadamiam sobie to dziś, przemoc jaka ewidentnie wisiała nam nad głowami, była jednocześnie jawna i tajna. Miała też przedziwną strukturę. Z jednej strony nie istniała, a na ulicach panował wzorowy porządek. Nikt nie zaczepił księdza, starszej kobiety (ewentualnie w nocy, jak zaszła nie tam gdzie trzeba) albo tak zwanego szarego człowieka. Problemy zaczynały się wtedy, kiedy było się stosunkowo młodym i jeszcze poszło się właśnie tam, gdzie nie trzeba. Nie na tę ulicę, nie w ten kawałek miasta, albo nie pod tę szkołę. Przemoc rozgrywała się w ściśle wyznaczonych ramach i podlegała jasno i przejrzyście opisanej tabeli kar. Jeśli zwykły dzieciak z podstawówki zlał innego na tak zwanej solówce, mógł wylecieć ze szkoły. Jeśli jednak zbierało się kilkunastu ciemnych typów z tak zwanego Pekinu by urządzić komuś zbiorowe lanie, to raczej rzadko byli oni karani. Każda dyskoteka w szkole podstawowej, to było myślenie o późniejszym powrocie do domu. Nikt raczej nie chciał wracać sam, a i podpięcie się pod grupkę znajomych też nie gwarantowało sukcesu, bo zza każdego ciemnego zaułka mógł wychynąć ktoś, kto już samą swoją parszywą sławą przyprawiał niektórych o paroksyzmy strachu. Tam naprawdę bywało niewesoło. W tej tak zwanej lepszej części Pruszkowa wcale wbrew pozorom nie było jakoś inaczej. Miasto tam wyglądało ładniej, ale i tam można było natknąć się wieczorem na chłopaków na przykład z "dwunastki" (to już okolice osiedla Kopernika, skąd wyrosły tak fascynujące postacie jak Masa) i wtedy to już naprawdę lepiej było tam w tym czasie nie być. Krążyły legendy o powrotach bez spodni, przytapianiu w Utracie, a zwykłe dostanie z pięści w łeb, to była pieszczota. I tak to się wszystko plotło, trzeba było z tym żyć i czekać na lepsze czasy.

I one przyszły. Nie chcę tu pisać bajek o mafii pruszkowskiej, bo na samo to hasło dostaję torsji, ale miasto moje za wczesnej III rp nabrało jeszcze dziwniejszego charakteru. Przybyło tu do nas bowiem nowe nieznane plemię, ubrane w stroje sportowe i zalęgło się w każdym możliwym zakątku. Zaczęły powstawać nowe "bary", wyszynki i inne "knajpy", gdzie dniami i nocami przesiadało wiadome towarzystwo. Wtedy to też chyba narodziła się moda na tak zwane krojenie. Krojenie czyli forma zalegalizowana złodziejstwa tudzież niskiej szkodliwości społecznej. Szedłeś ulicą, nagle z jakiejś bramy wychodziło trzech małpoludów i zadawało ci trudne pytanie, na przykład, po co ci ten walkman (jeśli ktoś posiadał, albo nie bał się nosić na wierzchu). Ja szczerze mówiąc niewiele miałem i niewiele nosiłem, więc moje straty nie były wielkie. Ale paru moich kolegów potraciło drogie fanty. Wtedy już zaczęliśmy wybierać się pociągiem podmiejskim do nieodległej Warszawy i to było jeszcze ciekawsze. Wyprawy te to był survival połączony z safari. Zwłaszcza okolice centrum i zajętego wówczas przez szczęki placu im. Stalina to był istny dziki zachód. Oj spieprzało się parę razy tam, spieprzało, choć może nie powinienem się do tego przyznawać. No ale co zrobić, jak otacza cię czterech podgolonych warszawiaków z kropkami przy oku, a nagle twój wierny towarzysz niedoli, przyrzekający lojalność do grobowej deski, rozpływa się nagle w powietrzu? Wtedy jeszcze rosła w siłę formacja zbrojna zwana skinheadami, czyli w dzisiejszej nomenklaturze prawicowo-narodowo-katoliicy-populiści. Z nimi już w ogóle nie było żartów.

Tak czy siak przemoc była wokół nas i była taką samą codziennością jak dzisiaj pańcie w sukieneczkach sunące na elektrycznych hulajnogach. To że ktoś dostał po twarzy, albo sam broniąc się musiał kogoś uszkodzić, to był nasz chleb codzienny. Coryllus pisał o koledze wymachującym kablem. Mój kumpel z kolei, zawsze jak do mnie wybierał się wieczorem, wkładał do rękawa kurtki autentyczny trzonek od siekiery. Przemoc była u nas pod koniec peerelu i była przez całe lata 90-te. Nie oszczędzano kobiet. Moja znajoma nieopatrznie wybrała się z chłopakiem na spacer późnym wieczorem tam gdzie nie trzeba i też dostała z pięści w twarz.

Wszystko zaczęło zmieniać się w latach dwutysięcznych. Mój ojciec widział na własne oczy (jechał tuż za) jak jadący już nie Mercedesem a zwyczajnym Maluchem jeden ze znanych w okolicy żołnierzy mafii został zaskoczony z kilku stron przez cywilne auta, które zajechały mu drogę. Cała akcja trwała kilka sekund. Od przodu podjechała ciężarówka z lawetą, malucha ubrani na czarno policjanci wciągnęli na tę lawetę, odjechali a na pustej uliczce został tylko mój zaskoczony ojciec za kierownicą czerwonego poloneza caro. I był to chyba moment symboliczny, by nie rzec, przełomowy. Przemoc jawna z dnia na dzień zostawała coraz bardziej podważana oraz tak jakby wycofana na jeszcze odleglejsze pozycje i inaczej skonfigurowana.

Wydaje mi się też, że wszystko co opisałem wyżej wskazuje na pewną prawidłowość, a tekst Coryllusa to jakoś tam potwierdza. Przemoc uliczna to produkt dedykowany głównie dla dojrzewającej młodzieży i głównie to ona musi się z nią borykać. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jej istnienie to jakaś niesformalizowana forma wychowywania nowych pokoleń. Teraz jestem już na szczęście w takim wieku i formie, że nikomu nie chce się mnie zaczepiać. Czasami lepiej być starym.



tagi: przemoc 

Marcin-K
26 sierpnia 2019 09:50
7     1492    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @Marcin-K
26 sierpnia 2019 10:13

Myślę, że ten mechanizm miał jakieś funkcje werbunkowe. Jeśli ktoś sie wyróżniał w walkach ulicznych dostawał propozycję

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @gabriel-maciejewski 26 sierpnia 2019 10:13
26 sierpnia 2019 10:17

Dziś jeszcze przyszło mi do głowy to krojenie. Wartość pewnych przedmiotów wzrastała wraz z ostrzeżeniami "nie noś tego, bo ci ukradną". Tak jak późniejsze szeptanki, żeby nie kupować japońskich samochodów, bo je najczęściej kradną złodzieje aut.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @Marcin-K
26 sierpnia 2019 11:44

Bardzo to się ładnie zgrywa z dzisiejszym tekstem Coryllusa. Młodzież jest uczona, że wladza i własność jest niejawna. 

zaloguj się by móc komentować

Marcin-K @Grzeralts 26 sierpnia 2019 11:44
27 sierpnia 2019 08:28

Właściwie to można powiedziec, że młodzież jest uczona że władza i własność to po prostu coś nieprzyjemnego i niekulturalnego, coś jakby kupić sobie mein kampf i być z tego dumnym. Zresztą ja znam sporo osób po czterdziestce, która wciąż jest tą pierwszą pookrągłostołową młodzieżą.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @Marcin-K 27 sierpnia 2019 08:28
27 sierpnia 2019 09:43

To akurat specyficzne dla naszego pokolenia, ale generalnie młodzież (m.in.przez ową przemoc) ma u nas solidnie kładzione do głowy, że prawdziwa władza i własność podlega kontroli jakichś osiłków spod ciemnej giwazdy, których z kolei kontrolują jacyś jeszcze gorsi, ale już całkowicie anonimowi zbójcy. Człowiek tak sformatowany jest idealnym obywatelem socjalistycznego państwa, może dlatego oko Saurona zwróciło się na nas? 

zaloguj się by móc komentować

Aquilamagna @Marcin-K
27 sierpnia 2019 11:05

Na forach kibicowskich starzy wyjadacze mówią, że ekipy na osiedlach się pokończyły wraz z emigracją do UE.

zaloguj się by móc komentować

mooj @Marcin-K 26 sierpnia 2019 10:17
27 sierpnia 2019 11:17

"Wartość pewnych przedmiotów wzrastała wraz z ostrzeżeniami "nie noś tego, bo ci ukradną". "

zdaje się, że atrakcyjne, drogie, markowe gadżety świadczyły nie tyle o zamożności rodziców, co o zdolności/determinacji do ich ochrony we wrogim otoczeniu:)

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować