Westerplatte ciągle się broni. Przed Komudą i Zychowiczem także.
Mam niestety tak, że dojazd do pracy zajmuje mi naprawdę dużo czasu. Przychodzą takie dni, kiedy nie jestem w stanie wypełnić go czymkolwiek mądrym, mózg przestaje przyswajać i wtedy jedynym ratunkiem zostają tygodniki albo tak zwane czytadła. Pożyczam wtedy takie czytadło od kogoś, rzadko raczej nabywam, bo szkoda mi na to piniendzy. Ostatnio pewna osoba podstawiła mi pod nos świeżo wydaną powieść Jacka Komudy „Westerplatte” i wyrzuciła z siebie tę tak dobrze znaną już światu jednozdaniową recenzję, po której włączają mi się wszystkie dzwonki alarmowe jakie natura zamontowała w mojej biednej głowie: koniecznie musisz to przeczytać, to jest niesamowite. Chciałem się jakoś wyplątać, ale grzeczność nakazała chociaż wziąć to w ręce. Już same oględziny tego dzieła wzmogły moje wątpliwości. Tak się teraz bowiem wydaje „hity wydawnicze”. Tandetne wydanie, krzykliwa okładka, entuzjastyczna zapowiedź z tyłu. W tym wypadku mamy na okładce twarz żołnierza z epoki kampanii wrześniowej, w klasycznym hełmie, tyle że tutaj orzeł zajmuje nienaturalnie wielkie miejsce. Spod okapu hełmu patrzą na nas zdeterminowane oczy człowieka gotowego na wszystko. Głowa żołnierza jest na białym tle, poniżej mamy czerwony pasek, na którym nadrukowano jeszcze wykontrastowany wizerunek pancernika Szlezwig Holsztyn. Czyli niby takie biało-czerwone barwy. Odwróciłem książkę kołami do góry – tam znajdowała się oczywiście entuzjastyczna zapowiedź „Westerplatte” autorstwa... Piotra Zychowicza. Teraz zadam sobie trud i przepiszę całą tę zapowiedź, bo jest ona moim zdaniem symptomatyczna.
W tej książce jest wszystko. Odwaga i tchórzostwo. Honor i okrucieństwo. Nadzieja na zwycięstwo i straszliwa gorycz klęski. Jacek Komuda ludzkie losy splótł z wielką historią. Na moment zwortny w dziejach Polski, Europy i świata możemy spojrzeć oczami zwykłego piechura. Człowieka zamkniętego w żelbetonowym bunkrze, który toczy zaciętą walkę o życie. Swoje i swoich towarzyszy broni. To poruszająca epopeja bitwy o Westerplatte, ale również uniwersalna opowieść o grozie wojny. Mistrz polskiej powieści historycznej w najlepszej formie.
Podpisano – Piotr Zychowicz.
Powiem tak – gdybym kiedykolwiek został pisarzem to tego, kto zaproponowałby mi aby to Piotr Zychowicz pisał mi takie zajawki kazałbym zrzucić ze schodów i oćwiczyć dyscypliną.
Do brzegu. Mam taką zasadę, że nawet jeśli czytam czytadła, to w zasadzie zawszekroć sięgam po czytadło zagraniczne. Już od niepamiętnych czasów nie miałem w rękach współczesnej polskiej powieści, a już tym bardziej dotyczącej naszej historii. Pomyślałem – trzeba to sprawdzić i ocenić w miarę obiektywnie, choćby w człowieku skręcały się kiszki. Książka Komudy to w końcu tylko czytadło, a czytadło oprócz swojej niewątpliwej roli propagandowej musi również dawać się, jak to się mówi, połykać. Jeśli się czytadła nie połyka, to jest kiepskim czytadłem.
I co właściwie można by rzecz o „Westerplatte” Jacka Komudy? Jest to czytadło mocno średnie, niestety. Budowane jest zgodnie ze współczesnymi kanonami, czyli że suspens ma narastać, a czytelnik ma w tym czasie sięgać po kolejnego wafelka w polewie czekoladowej nie odrywając wzroku od tekstu. Historia Westerplatte nadaje się do tego, wydawałoby się, idealnie. Mamy odciętych od świata ludzi, zamkniętych w jednostce skazanej na przyjęcie na siebie muszącego wkrótce nadejść furiackiego ataku wstrętnych nazistów. Amerykanie zapewne zrobiliby z tego show na osiemnaście fajerek, a konsument miałby do dyspozycji piętnaście wysokobudżetowych filmów na ten temat i osiemdziesiąt ton beletrystyki. My mamy jednak jakiegoś pecha (dla niedomyślnych, to ironia) że za wysokobudżetowe tematy historyczne biorą się u nas ludzie... No dobrze, dajmy spokój.
Komuda zaczyna od mozolnego budowania suspensu, przedstawia nam kolejnych głównych bohaterów, wizualizuje nam przedwojenny Danzig jako miasto nabrzmiałe od antypolskiego obłędu. Czytamy to i mamy wrażenie, że wszystko to wypada z jakiegoś generatora powieści. Narracje i opisy rażą swoją plaskatością, brak temu wszystkiego jakiegoś nerwu, głębi. Potem wreszcie zaczyna się bum z pancernika i całość powieści niestety osiada na mieliźnie. Poszarpane wątki nakładają się na siebie i łatwo pogubić się w przesunięciach czasowych, jakie funduje nam autor. Rozumiem że to taki zabieg. Wojna zapewne dzieje się szybko, więc i Komuda pociął swą opowieść na coś w rodzaju wystrzałów z karabinu albo działka, ale przepraszam bardzo – może powinien jeszcze dołączyć do wydania plastykowy hełm, butelkę samogonu i soundtrack z nagranymi wybuchami szrapneli? Przykro to pisać, ale w pewnym momencie już przerzucałem wzrok dalej i dalej, na następne strony, bo Komuda zaczyna się powtarzać w opisach: ten uciekł, tam walnęło, gdzie indziej pieprznęło, ktoś gdzieś pobiegł, tamten się gorzej poczuł, a jeszcze tamten wykazał się dezynwolturą.
Można zakładać, że opowieści militarne miały stać się podwaliną pod wątek główny, czyli domniemany konflikt pomiędzy majorem Sucharskim a kapitanem Dąbrowskim. I tutaj wrócę do wspomnianej już pułapki. Biorąc się za przekładanie wydarzeń typu Westerplatte na popkulturę wpada się do wilczego dołu. Bo tak już u nas w kraju jest, że jeśli coś takiego powstaje, to natychmiast gdzieś na horyzoncie zaczyna majaczyć wielki ciemny napis „Kontrowersja”. Musi być kontrowersyjnie, bo inaczej Zychowicz nie napisze zajawki, a ciemny lud zamiast Komudy wrzuci do koszyka w Biedrze Bondę albo Radka Kotarskiego. Westerplatte to jak też już pisałem temat kuszący, bo jest nośny i budzący emocje, nawet i te aktualne, a tak naprawdę nikt nie wie do „dziś dnia” co tam właściwie się działo. Kombatanci już pomarli, a cała historia została przemielona najpierw przez odruchy sanacyjne, a potem wpadła do kubełka ze smołą o nazwie peerel. Dzieła zniszczenia dokonali panowie Ziemkiewicz i Zychowicz, i dziś już jest tak, że właściwie każdy kto chce, może w Westerplatte wmontować dowolną grandę. Sikanie na portrety i chlanie na umór w bunkrach już zostało zajęte, a przemycanie seksujących się odważnie cycatych blondynek na stanowiska kaemów byłoby już chyba przesadą nawet dla naszych odważnych autorów popularnych powieści. Komudzie zostało więc tylko wpuszczenie książkowego majora Sucharskiego w rolę konfidenta złamanego przez Niemiaszków szantażem (zdjęto go gdzieś w niedwuznacznych sytuacjach z innym panem) i zobowiązanego przez nich do poddania Westerplatte. Od razu zaznaczam, nie jestem ekspertem od historii i rzadko zabieram się za te tematy, ponieważ nie czuję się w tej dziedzinie kompetentny. Natomiast z tego co sobie poguglałem i pooglądałem różne dokumenty, nie ma najmniejszego dowodu na to, że Sucharski był niemieckim agentem. Tak samo jak nie ma wiarygodnego dowodu na to, że kapitan Dąbrowski zastrzelił żołnierza za to, że ten chciał wywiesić drugiego dnia obrony białą flagę. Na temat egzekucji czterech innych „dezerterów” również cisza. Komuda jednakże się nie ogranicza i po przeczytaniu książki pozostajemy z jasną i klarowna wizją. Książkowy major Sucharski żegna się z nami, gdy już po poddaniu Westerplatte jakiś niemiecki szpion macha mu przyjaźnie ręką. Brakowałoby jeszcze żeby wtedy Sucharski zasalutował i powiedział: melduję wykonanie zadania. Jestem tylko jednej rzeczy ciekaw – czy zajawiający na okładce Zychowicz ma jakiś papiren na temat domniemanej agenturalności majora Sucharskiego? Przecież to ekspert od historii i bojownik o prawdę historyczną jak ta lala. Jeśli jednak Zychowicz reklamuje nam „Westerplatte” jako zwykły czytelnik, to może lepiej żeby zamiast niego czynił to na przykład przywołany tu już Kotarski? Bo to mnie zgrzyta odrobinę.
I teraz gdyby ktoś zapytał Komudę – czemu akurat tak, to myślę że odpowiedziałby nam, że gdyby nie sprzedał nam takiej sensacji to, po pierwsze primo, nikt nie chciałby czytać o obrońcach Westerplatte, Piotr Zychowicz nie napisałby zajawki a on sam musiałby dalej udawać Sienkiewicza, po drugie primo, jak się pisze beletrystykę, to wtedy nikt nikomu nie może zabronić własnej, ekhm, interpretacji wydarzeń. I co na to można odpowiedzieć? No nic.
Ktoś jeszcze inny powie – co się czepiasz, tak się dziś pisze i nie oczekuj, że literatura popularna to będzie skrzyżowanie Kafki z Tomaszem Mannem. Ja się wcale nie czepiam. Stwierdzam tylko, że pisanie czytadeł to zadanie niezwykle trudne, i ciekaw jestem czy chociaż wypłata za to jest odpowiednio wysoka, by pozwolić poczuć autorowi satysfakcję. Pisanie czytadeł z historią w tle to w zasadzie w naszych warunkach otwarta droga do katastrofy. Komuda może jedynie pocieszać się tym, że przy wszystkich zastrzeżeniach zrobił to lepiej niż pani Cherezińska. Czy jest to jednakże jakieś osiągnięcie? Nie mnie to oceniać, rzeknę na koniec głupkowato.
Parafrazując recenzentów gier komputerowych z internetu: można przeczytać. Z ciekawości. Zamiast Bondy. Ale jak ktoś wybierze Kotarskiego to nic się nie stanie.
tagi: westerplatte
![]() |
Marcin-K |
22 września 2019 16:41 |
Komentarze:
![]() |
Pioterrr @Marcin-K |
22 września 2019 19:55 |
Autor musiał być w głębokiej desperacji, żeby napisać książkę o wydarzeniu tak dokładnie opisanym. A wydawca w jeszcze większej licząc, że ktoś kupi książkę, której finał jest dokładnie znany. Gdyby to jeszcze była "historia alternatywna", w której np. w trzecim dniu obrony otwiera się portal, wyjatuje gromada smoków i razi wszystkich płomieniem.
![]() |
porfirogeneta @Marcin-K |
22 września 2019 21:32 |
Przeczytałęm połowę notki, chodziłem do liceum imienia Bohaterów Westerplatte, wygrałem nawet szkolny konkurs wiedzy o Westerplatte, Komuda jest dobrym pisarzem, chociaż ma spadki formy, namówiłeś; napewno sobie tą książkę zamówię.
![]() |
gabriel-maciejewski @Marcin-K |
23 września 2019 07:45 |
To jest ważny temat. On w istocie dotyczy terapii uzależnień, ale nie wiedzieć czemu nazywa się to literaturą. Pisanie czytadeł to trudna rzecz. Komuda zaś nie jest dobrym pisarzem. Komuda z pisania zrobił sobie terapię. On i Zychowicz to są słonie w składzie porcelany. To samo rozeznanie i ta sama wrażliwość.
![]() |
Marcin-K @Pioterrr 22 września 2019 19:55 |
23 września 2019 08:20 |
Ja bm chętnie coś takiego przeczytał. Kiedyś, dawno temu, krążyła po raczkującym internecie wieść, że jakaś polska firma chce zrobić grę komputerową, w której polscy żołnierze, wyglądający jak superbohaterowie z komiksów Marvela łamane na Transformersów rozpierniczają Niemców w drobny mak. Potem ten temat zdechł. Pewnie nie było "zapotrzebowania społecznego".
![]() |
Marcin-K @porfirogeneta 22 września 2019 21:32 |
23 września 2019 08:21 |
A na tym konkursie szkolnym było o tym, czy Sucharski to niemiecki agent i homoś?
![]() |
Marcin-K @gabriel-maciejewski 23 września 2019 07:45 |
23 września 2019 08:28 |
Nie czytałem nic więcej z polskich producentów czytadeł, więc nie mam rozeznania, nie wiem jak wobec nich ustawić Komudę. Czytałem trochę Cherezińskiej i muszę oddać Komudzie to, że jest od niej trzy razy lepszy. Ale to oczywiście nic nie znaczy.
![]() |
gabriel-maciejewski @Marcin-K 23 września 2019 08:28 |
23 września 2019 08:29 |
Każdy jest lepszy od Cherezińskiej
![]() |
Pioterrr @Marcin-K 23 września 2019 08:20 |
23 września 2019 09:14 |
Coś w stylu Noteka 2015? :-)
![]() |
Marcin-K @Marcin-K |
23 września 2019 09:36 |
Nie, to było raczej jeszcze bardziej posunięte w fantasy. Żołnierze polscy jako mechy z ogromnymi bazookami. Były nawet jakieś wstępne screeny, ale nie mogę tego namierzyć.
![]() |
grudeq @Marcin-K 23 września 2019 08:20 |
23 września 2019 09:47 |
Za dzieciństwa duże wrażenie zrobił na mnie film produkacji USA "Jeszcze raz Pearl Harbour" i coś takiego o Westerplatte... mhm...
Co do czytadał to Twoja notka uświadomiła mi, że wychowałem się na "Tygryskach" (o dzielnym radzieckim kapitanie Marinesko).. no i zgodnie z zasadą, że czytam wyłącznie to co przeczytałem, wątpie aby cokolwiek napisanego dziś i przez dzisiejszych do mnie przemówiło.
![]() |
proton @Marcin-K |
23 września 2019 10:02 |
Kiedyś na wakacjach sąsiad z leżaka dał mi do poczytania książkę o bitwie pod Mokrą. Pogrzebałem w necie i znalazłem zajawkę:
"Bohaterem książki jest major Jerzy Grobicki, który awansuje na podpułkownika i obejmuje dowodzenie nad Pierwszym Samodzielnym Batalionem Rozpoznawczym. Jest on wyposażony w transportery Rosomak, , czołgi Twardy, zestawy przeciwlotnicze ZSU Biała i różny inny sprzęt. Batalion ma zostać wysłany do Afganistanu do testowania MDS (Mobile Defens System) - futurystyczną tarczę ochronną, podobno bardzo skutecznie chroniącą przed pociskami. Zanim wyruszą w misję, chcą przetestować urządzenie na poligonie. No i się zaczyna dziać! MDS wariuje i przenosi bohatetów w czasie, cofa ich do 1939 r.
Lądują pod Mokrą, gdzie 1 wrzesnia miała miejsce bitwa z siłami Wehrmachtu. Rozpoczyna się próba odwrócenia tragicznych losów Rzeczpospolitej. Podpułkownik Grobicki ma jednak świadomość, że ingerencja w historię, może mieć katastrofalne, trudne do przewidzenia skutki...."
wstrząsająca rzecz.
|
onyx @Marcin-K 23 września 2019 08:20 |
23 września 2019 10:48 |
Ani nie tak dawno ani nie zdechł ;) Gra będzie w przyszłym roku, prace trwają.
![]() |
bendix @grudeq 23 września 2019 09:47 |
23 września 2019 11:24 |
Co masz przeciwko Marinesko?
![]() |
Marcin-K @grudeq 23 września 2019 09:47 |
23 września 2019 11:39 |
Ja pamiętam tylko, że te Tygrysy mnie strasznie nudziły, choć chciałem je czytać, bo podobały mi się okładki. Ojciec mojego kolegi miał całą ścianę tego.
![]() |
Marcin-K @onyx 23 września 2019 10:48 |
23 września 2019 11:41 |
No fajnie to wygląda, ale to chyba nie o to mi chodziło. Tamto chyba miało się dziać w czasie Powstania. I chodziło o film animowany a nie grę:) Wszystko mi się pokićkało. To się chyba nazywało Hardkor,44 miał to robić Bagiński, ten od Katedry, ale chyba ostatecznie pomysł upadł. Może i lepiej...
![]() |
Marcin-K @proton 23 września 2019 10:02 |
23 września 2019 11:42 |
A jakiś tytuł i autor?
|
onyx @Marcin-K 23 września 2019 11:41 |
23 września 2019 12:03 |
Aaa to insza inszość. Ten projekt upadł albo został odłożony w czasie ale tu mechami mieli być Niemcy. Chyba zrobiłeś z dwóch projektów jeden, albo jest jeszcze coś innego.
![]() |
Marcin-K @onyx 23 września 2019 12:03 |
23 września 2019 12:06 |
No mogłem coś pomieszać, bo pamiętam że w różnych wersjach słyszałem o tym już chyba na początku lat dwutysięcznych. W tym linku zobaczyłem, że za scenariusz miał odpowiadać Łukasz orbitowski. On napisał książkę Widma, alternatywną historię PW, byc może zostały mu ścinki z tego projektu. Po tym jak zobaczyłem tam tego Orbitowskiego to już mi przeszła ochota na obcowanie z tym "projektem"...
![]() |
proton @Marcin-K 23 września 2019 11:42 |
23 września 2019 12:26 |
tytuł: "www.1939.com.pl" Marcin Ciszewski
![]() |
porfirogeneta @Marcin-K 23 września 2019 08:21 |
23 września 2019 21:17 |
Za moich czasów takich beseceństw w szkole nie uczyli.
![]() |
porfirogeneta @gabriel-maciejewski 23 września 2019 07:45 |
23 września 2019 21:23 |
"Hubal" moim zdaniem udany, podobnie jak trzy pierwsze książki z cyklu o samozwańcach, czwarty to straszny szajs.
![]() |
m8 @Marcin-K 23 września 2019 11:39 |
29 września 2019 20:55 |
Ja czytalem bo czasami nie bylo nic innego, a poza tym dobrze sie miescily w kieszeni.
![]() |
m8 @porfirogeneta 23 września 2019 21:17 |
29 września 2019 20:57 |
To byly czasy