Ze dwa tygodnie temu moja mama, która kilka lat temu - za moim delikatnym poruczeniem - stała się żelaznym elektoratem PiS-u zapytała mnie znów o to co "będzie dalej", mając na myśli te wszystkie brukselkowate pierepałki. Ja na tego typu pytania odpowiadam zawsze tak samo, czyli: nic nie będzie. Choć zawsze wtedy słyszę w uszach głos Bogusława Lindy z "Psów", który odparł na pytanie jednego z jego sbeckich kolegów w czasie palenia akt: to co teraz będzie? Tak samo, albo nawet lepiej - odparł Bogusław Linda i pociągnąwszy łyk wódki z tak zwanego gwinta. Doprecyzowałem potem jeszcze, że po co w ogóle zadawać takie pytania. Od lat wszystkie te "negocjacje" w UE wyglądają tak samo. Najpierw obie strony opowiadają sobie nawzajem co zrobią z ich chałupami, kobietami i matkami. Potem widzimy w telewizji te same, dobrze już znane ujęcia na podjeżdżające pod którąś z licznych brukselskich met czarne limuzyny, wysiadających z nich uśmiechniętych i chętnie pozujących do zdjęć polityków i  reporterów opowiadających jak to trzy dni i noce nikt tam w tej Brukselce nie spał, bo negocjowano "kompromis". "Nie śpię bo trzymam kredens" - taki tytuł widniał na jednej z najbardziej klasycznych okładek "Faktu". Tak oni tam nie śpią w Brukseli, bo negocjują "kompromis". Jako creme de la creme mamy już potem oznajmianie swojej ludożerce, że właśnie widzieliśmy największy sukces Polski od czasów pamiętnego lądowania Małysza w Kusaamo. Ale, ale - to jeszcze nie wszystko. Tuż gdy już wszyscy oswoją się z "sukcesem" zaczynają z każdej możliwej dziury tak zwani ideowi prawicowcy i trzymając w zębach plastykowe noże z Lidla i krzyczą niczym Zagłoba: zdrada! Wielu wtedy siedzi w domu i przy buteleczce soku jagodowego wyciąga z pawlacza zdjęcia dziadka z opozycji solidarnościowej/rozbiorów/II wojny światowej (do wyboru) i dyskretnie ociera łzę po "suwerennej Polsce". I tyle - koniec. Jeśli o czymś zapomniałem, to proszę mi przypomnieć. Tak to zawsze wygląda. Zawsze.

I takie to było moje proroctwo, na które zapewne wpadłby każdy średnio rozgarnięty szympans. No niespodzianka, że się sprawdziło. I tutaj oczywiście zaraz posypią się gorzkie żale, których słucham od piętnastu co najmniej lat - no widzisz, a ty na ten PiS głosujesz, to zdrajce są najgorsze. Ja to oczywiście mam w tyle. Nie bardzo bowiem wiem, na co kto liczył. Nie no ja wiem. Że Morawiecki chociaż raz pokaże że ma cojones i wyprowadzi naszą dzielną i nieustraszoną armię wprost na wrażą Brukselę? A może jutro wstanie i ogłosi polexit, tylko po to, żeby pan Bosak z panem Winnickim na czele z tymi swoimi idiotycznymi uśmieszkami na twarzy zagłosowali "przeciw" razem z Platfusiarnią i resztą ich przydupasów? W ogóle najbardziej rozwalił mnie w ostatni weekend ten cały Gierej, który ględzi do spółki z Ziemkiewiczem w tym całym jego "saloniku" - otóż Gierej zarzucił ostatnio prezesowi Kaczyńskiemu, że on tym swoim teatralnym oporem wobec Brukselki - uwaga, zapnijcie pasy - "buduje sobie kapitał  polityczny". No niebywałe. Ja osobiście nigdy bym nie pomyślał, że polityk, chce sobie nabić kapitał polityczny.

A więc każdy sobie coś tam nabił i będziemy żyć dalej. Ja tak sobie tylko patrzę na tę Unię i im więcej widzę i słyszę straszenia tym dziwnym czymś, tym bardziej widzę coś, co chyba w medycynie nazywa się "syndromem łazarza". Działa to tak, że organizm zmarłego może nagle na kilka chwil znów wrócić do działania. Jest to udokumentowane medycznie. Umówmy się, że Unia Europejska to jest coś, co zapewne za jakiś czas po prostu ulegnie biodegradacji. Nie ma to to żadnego znaczenia. Jest to tylko w tej chwili bankomat z którego wypadają weksle. Choćby Bruksela napisała sobie w konstytucji, że od jutra każdy Polak ma nosić garnek na głowie, to jest to tak samo łatwe do wyegzekwowania jak cała reszta debilizmów tam produkowanych.

I tak zapewne od jutra będziemy mieli pełne spectrum. Rwącego się do delfinarium Ziobrę, ideowych prawicowców wizualizujących sobie, że rząd Morawieckiego od stycznia każe im zostać homoseksualistami, i przestrzegających że jak już nas wykupią Żydzi, to potem jeszcze raz nas wykupią Niemce, oraz cały czas uśmiechającego się do wszystkich Morawieckiego. I dalej, jak od kilku już lat, kretyńską opozycję. Potem wszyscy zgodnie razem wrócimy do życia, czyli oglądania amerykańskich filmów, zakupów w niemieckich drogeriach oraz zwiedzania Europy bez przejść granicznych.

Jak to było w jednym z filmów, w którym księżniczka napiła się bodajże kawy, i wtedy wstrząsnął nią dziwny dreszcz i stwierdziła: cudowne i obrzydliwe zarazem.

	Marcin-K
	11 grudnia 2020 09:55