Holendrom z fajerwerków strzelać nie kazano, ale się nie słuchają
Miniony rok przeczołgał mnie trochę jeśli chodzi o rozmaite zawirowania, które działy się niemal na każdym polu mojej życiowej aktywności. W związku z tym nie miałem kompletnie głowy do żadnego pisania ani czegokolwiek, co nie było zwykłą prozą codzienności. Na szczęście – mam nadzieję że na dłużej – sytuacja się nieco ustabilizowała. Koniec roku przyniósł mi odrobinę spokoju i relaksu, gdyż w końcu udało mi się wybrać do siostry do Holandii i to na całe Święta oraz Sylwestra. Ciężko mi po przerwie szło to pisanie, zdjęcia wyszły takie sobie, ale stwierdziłem że może kogoś taka mini-relacja zainteresuje. Wyszło tego wszystkiego w praniu sporo, więc podzielę materiał na dwie części. W pierwszej będzie kilka ogólnych refleksji z pobytu w Holandii prowincjonalnej, a w drugiej opiszę w paru zdaniach moją krótką, bo kilkugodzinną, wizytę w Amsterdamie.
---
Holandia powitała mnie, hm, dość specyficznie, bowiem w postaci kontroli dwóch holenderskich policjantek, które sprawdzały dokumenty pasażerów wychodzących z naszego samolotu tuż po lądowaniu na lotnisku Schiphol w Amsterdamie. Nie wiem jaki był tego cel, oczywiście aż się chciałoby mnożyć teorie spiskowe. Jedna pani która szła przede mną została nawet poproszona o spojrzenie na policjantkę idealnie na wprost. Na mój dowód osobisty niderlandzka władza ledwie zerknęła. Być może kogoś konkretnego poszukiwali, a może chodzi o tę wojnę i sprawdzali czy jakiś ruski szpion nie leci do nich? Cholera ich tam wie.
---
Siostra przeprowadziła się kilka lat temu poza Hagę, do nieodległego małego i sennego Naaldwijk. Wcześniej wystarczyło mi tylko wsiąść w pociąg na lotnisku, dojechać do Hagi, zaliczyć parę przystanków tramwajem i już byłem na miejscu. Teraz podróż wymaga trochę gimnastyki i kilku przesiadek. Dojechałem pociągiem do Delftu, a stamtąd autobusem miejskim ruszyłem do Naaldwijk. Kolebie się ta autobusina ze 40 minut, kręcąc się po najróżniejszych pipidówkach. W pewnej chwili jechaliśmy już szosą pomiędzy charakterystycznymi dla Niderlandów, płaskimi jak stół areałami pokrytymi tu i ówdzie domkami i zabudową gospodarczą. Wzdłuż tejże szosy zauważyłem, ciągnące się naprawdę długo, szpalery szarpanych ostrym tutejszym wiatrem holenderskich flag wiszących na tyczkach. Nie widziałem tego wcześniej, i początkowo myślałem ze to może jakiś zwyczaj związany ze Świętami (tutaj najpopularniejszym ich określeniem jest Kerst) albo może ktoś zapomniał tego pościągać po mundialu. Holendrzy zresztą uwielbiają swoją flagę i można ją zobaczyć w różnych formach niemal na każdym kroku. Już w samym Naaldwijk, po kilku spacerach uliczkami pomiędzy kwartałami szeregowców zauważyłem, że flagi wiszą też czasem na elewacjach. Zapytałem w końcu o to siostrę i ta wyjaśniła mi, że wieszanie tych flag jest formą okazania wsparcia holenderskim rolnikom, którzy od dłuższego czasu łapią się tu za bary z rządem, a ma to związek z dociskaniem do ściany branży rolniczej coraz bardziej cudacznymi przepisami.
Flaga wisząca przed domem oznacza, iż właścicel wspiera holenderskich rolników
Flagę holenderską w Holandii można tak czy siak spotkać niemal wszędzie.Tutaj ciastkarnia niedaleko od miejsca gdzie mieszkałem
---
Naaldwijk to mała i spokojna mieścinka leżąca nieopodal Hagi, a należąca do gminy (hol. Gemeente) Westland. Na tyle niedaleko jest od tej Hagi (od Rotterdamu w sumie też) że zawsze w razie potrzeby można podjechać coś załatwić, a na tyle daleko, że mieszkając w Naaldwijk ma się do czynienia z właściwie zupełnie innym już krajem. Podobnych miasteczek w Niderlandach jest od metra, i właściwie trudno jest odróżnić przybyszowi jedno od drugiego. Byłem w Naaldwijk dopiero drugi raz i początkowo jednak brakowało mi miejskiego charakteru Hagi, ale szybko doceniłem prowincjonalną pierdziszowatość tego miejsca. Wydaje się właściwie że jakbym tam mocniej trzasnął drzwiami, to wywołałbym skandal. Zdziwiło mnie nieco to, że mieszkamy ledwie parę kilometrów od Hagi i Rotterdamu, a jak bardzo już się robi ta Holandia „biała”. Bardzo rzadko widuje się w Naaldwijk ciemniejszy kolor skóry czy choćby panie w chustach. Nie tak że w ogóle, bo w Holandii o to jest już trudno, ale na ulicach widać w zdecydowanej większości białych Holendrów. Konstrukcja urbanistyczna mieścin takich jak Naaldwijk jest prosta jak budowa cepa – w środku zawsze stoi jakiś obiekt sakralny, do którego doklejony jest ryneczek i niewielki obwarzanek czegoś w rodzaju „starówki”, potem w dalszym kręgu zaczynają się siatki ulic z szeregowcami albo domkami, a po obwodzie zewnętrznym lecą wioski, z polami i szklarniami.
Siedziba gminy Westland
---
Przy okazji warto parę zdań napisać na temat jednego z wielu mitów i stereotypów jakie krążą w Polsce, zwłaszcza tej prawicowej, że Holandia to „kraj ateistyczny”. Owszem, tak jest rzeczywiście w sensie czysto religijnym, natomiast zdecydowanie nie jest to prawda, jeśli nałożymy na to zagadnienie kryterium - nazwijmy je dość nieładnie - nieruchmościowe. Mogę się mylić, bo Holandia jest dla kogoś kto przyjeżdża z Polski, gdzie mamy dużo przestrzeni a do tego możemy poruszać się po terenie i w poziomie i pionie, nieco skompresowana i zunifikowana, natomiast jeśli chodzi o zabudowę sakralną to nie założyłbym się o to, w którym z tych dwóch państw jest jej więcej na kilometr kwadratowy. Nawet w tym maleńkim, pierdziszowatym Naaldwijk są dwie duże świątynie, których wieże górują nad resztą. Jeden z nich to co prawda protestancki Oude Kerk (choć oczywiście wybudowany został jako katolicki), ale ten większy i ważniejszy, Sint Adrianus, już przynajmniej z nazwy jest jak najbardziej katolicki. Obie te budowle są zabytkami i są to perełki architektury sakralnej. Oczywiście u nas często pojawiają się w mediach czy internecie tzw. prawicowi publicyści, którzy naiwnym Polakom sprawy w Holandii przedstawiają tak, jakby oni tam wyburzyli buldożerami już wszystkie kościoły, a te co zostały, przerobili na jakieś knajpy. Oświadczam iż to to po prostu łgarstwo. Holendrzy o budowle sakralne dbają tak, że naprawdę czasami można pozazdrościć, niezależnie czy chodzi o pierdziszowate Naaldwijk, Amsterdam czy Utrecht. One wszystkie wyglądają jak milion dolarów z czasów Nixona – są stale poddawane renowacjom, są czyściutkie, zadbane, mają powymieniane instalacje. A że mało tam się dzieje, i raczej Holendrzy tam nie chadzają? No nie chadzają. Ale budynki stoją i mają się dobrze, więc kiedyś mogą jeszcze się przydać, prawda? Naaldwijk ma też – jak każde właściwie miasto w Holandii – swoją Kerkstraat, czyli po naszemu ulicę Kościelną. Ba, nieopodal jest też Sint Martinus Straat, czyli ulica Świętego Marcina. Ten katolicki kościół nieźle daje od czasu do czasu w dzwony. Także jak ktoś myśli w Polsce (a znam osobiście takich osób całkiem sporo) że pojedzie do Holandii z nadzieją, iż znajdzie się w jakiejś strefie wolnej od jakichkolwiek symboli religijnych, czy budowli związanych z religią, to srodze się zawiedzie.
Róg Kerklaan i Kerkstratt, czyli Kościelnej
A tu już sama Kościelna w pełnej okazałości..
Wieża kościoła Sint Adrianus
Ten sam kościół z perspektywy miasta...
Opustoszała ulica w Naaldwijk. Holendrzy siedzą w domach i świętują. Cokolwiek to znaczy.
Świętowania część dalsza. Można było pomyśleć że wszyscy gdzieś wyjechali...
Baner reklamowy popularnej w Holandii sieci marketów Albert Heijn. Ilością sklepów być może każe nam się Albert zestawić z naszą Biedrą. Natomiast siostra mówiła mi, że wraz z inflacją Holendrzy szukają jeszcze tańszych sklepów.
A tu wykonana dyskretnie fotka w tak zwanym polskim sklepie
---
Jeśli już jesteśmy przy kwestiach religijnych. Niedaleko, a właściwie o rzut beretem od miejsca gdzie mieszka moja siostra, znajduje się niepozorny budynek, który na pierwszy rzut oka przypominać może jakąś szkołę, albo biurowiec. Nic bardziej mylnego. Jest to bowiem proszę państwa meczet. Często tamtędy przechodziłem w drodze do centrum, czy spacerując z pieskiem, i widywałem tam dziwnie mało ruchu, jakby to w ogóle stało puste i nieczynne. Nic więcej nie mogę powiedzieć na temat tego jak to miejsce funkcjonuje i jaki ma wpływ na otoczenie. Moja siostra to chyba nawet w ogóle nie wie, że tam jest ten meczet, bo ona się kompletnie Holandią ani ich sprawami nie interesuje poza tym co jest dla niej istotne i niezbędne do funkcjonowania tam. Jedna mała ciekawostka. Chodząc z psem po najbliższej okolicy, kręciłem się też i obok tego meczetu (dziwnie to pisać, bo budynek ten absolutnie się z meczetem nie kojarzy) i zauważyłem że z tyłu znajdują się tajemnicze drzwi z jakże wymownym napisem „voor vrouven”, czyli ni mniej ni więcej tylko: dla kobiet. Od strony ulicy jest chyba nawet brama na której wisi tabliczka, że z kolei tamtędy to tylko chłopy mogą... Z chęcią zapytałbym jakąś aktywistkę lewicową w Polsce co sądzi o tym, że w tej ich zapewne zdaniem oświeconej i progresywnej Holandii istnieją oddzielne wejścia przeznaczone tylko dla kobiet. No takie średnio postępowe bym powiedział. Najważniejsze że nawet w tej całej Holandii jest tak, że i tak najwyższy w mieście ostatecznie jest kościół, a jak biją dzwony to i tak, ci w meczecie muszą tego słuchać. Oczywiście to co dzieje się w tych kościołach, i o czym tam się rozprawia, to zapewne lepiej nie wiedzieć, by się nie denerwować, ale lepsze to niż nic.
Zdjęcie meczetu w Naaldwijk. Wykonane z dyskretnej odległości.
Wejście tylko dla pań... Równouprawnienie w wersji multi-kulti
---
Pierwszy raz znalazłem się w Holandii w okresie teoretycznej zimy, i ucieszyłem się, że nie ma tu śniegu, którego z każdym rokiem życia coraz bardziej nie cierpię. Dodatkowo, jesli już mam trochę ponarzekać to dokuczyło mi przesunięcie Holandii na zachód. Fajnie, bo dzień trwa z godzinę dłużej, ale co z tego skoro o ósmej rano jest jeszcze praktycznie ciemno - nie mogłem się do tego dostosować przez cały wyjazd. Śniegu owszem nie było, mrozu również, ale Holandia wyrównała mi to swoją najgorszą pogodową wersją, na którą składają się niekończące się ulewy o charakterystyce biczy wodnych, oraz porywiste, lodowate wiatry. Dzień w którym przez NIEMAL cały okres jego trwania panowała pogoda bezchmurna zdarzył się mi tam przez dziesięć dni pobytu słownie: jeden. W dzień ten, a był to drugi dzień Świąt, wybraliśmy się z rodziną na plażę w nieodległym Kijkduin. Pierwszy raz byłem nad morzem w czasie Świąt Bożego Narodzenia i było to doświadczenie dość interesujące. Ponieważ dzień był ładny po plaży spacerowało całkiem dużo Holendrów z rodzinami, często również z psami. Pozostałe dni,o ile nie było krótkich przerw, gdy nie padało, pozostawało mi jedynie oglądać telewizję i kątem oka patrzeć przez okno, jak wiatr szarpie bezlitośnie drzewami, i zastanawiać się bez końca, jak to możliwe, że Holendrzy, bez względu czy chodzi o małe dzieci, czy o staruszków, w taką aurę nie zakładają nawet czapek. Musi już naprawdę mocno lać, by jedna z drugim założyli kaptury, a parasole widzi się bardzo rzadko. Ja czasami czapkę zakładałem i każdorazowo wtedy miałem poczucie, iż znacząco wyróżniam się w ten sposób z otoczenia. Nawet małe dzieci w wózkach często nie mają żadnej grubszej kurteczki, o czapeczce nie wspominając. Nie jest dziwnym tu widok ojców wożących dwójkę dzieci w koszu zamontowanym z przodu roweru, którzy w ogóle nie mają problemu z tym, że ich zaskakująco lekko obrane dzieci przyjmują na siebie pierwszy impet zimnego wiatrzyska. Dzieci też się tym nie przejmują – gluty oblepiają im roześmiane buźki i świat toczy się dalej. Podejrzewam że gdyby w Polsce tak obchodzono się z małymi dziećmi to raczej szybciej niż później ktoś wezwałby policję. Generalnie lud tu jest pod tym względem zdecydowanie twardszy i mniej przeczulony na swoim punkcie. Żeby być też w pełni wobec Holendrów uczciwym, trzeba zawsze wspomnieć, że w swojej masie, zwłaszcza w takich mniejszych miastach, są na ogół bardzo sympatyczni w codziennych, płytkich relacjach. Trzeba być przygotowanym na to, że obcy człowiek może nam powiedzieć dzień dobry lub pozdrowić. Dla mnie, osobnika usposobionego dość introwertycznie zawsze jest to pewna poprzeczka do pokonania. Ale tacy oni już są. Ja akurat to sobie jakoś tam cenię, bo nie lubię tego naszego, częstego jednak dosyć, warczenia na siebie, często z byle powodu. Moja siostra, żyjąca tam od prawie już piętnastu lat, i w tym wypadku oczywiście jest jak zwykle dla Holendrów bezlitosna i opowiada mi o nich w ramach odtrutki same straszne rzeczy. Trochę przesadza moim zdaniem, ale swoje z nimi też przeżyła.
Wracając jednak do sedna – Holandia w Święta Bożego Narodzenia (sylwestra również) pokazała mi się szaro-bura, deszczysta i rozmemłana. Miałem zdecydowanie przesadne nadzieje, iż zobaczę tam coś w świątecznym okresie wybitnie wyjątkowego, nastawiłem się też na jakieś fajne zdjęcia. No a na miejscu było trochę słabo pod tym względem, nie wspominając o tym, że aparat w moim telefonie przy pochmurnej pogodzie po prostu nie poradził sobie.
Plaża w Kijkduin - drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia
Wejście na plażę
Choinka w Kijkduin
---
Holendrzy, proszę państwa (a wiem to z opowieści siostry która się zawodowo obraca wokół Holendrów) dostają bardzo duże dopłaty do prądu i ogrzewania. Oczywiście na co dzień oszczędzają na tym prądzie ile się da, siostra opowiadała mi że w te Święta bardzo poskromili się, jeśli chodzi o świetlne dekoracje świąteczne, czy to na ulicach, czy to przed domami. Powtarzam – dostają bardzo dużo najróżniejszych dopłat, wyrównań, rekompensat i diabeł jeden wie czego jeszcze. Gdy znajoma siostry wyliczała mi te wszystkie zasady i kwoty, w pewnym momencie zaczęło mnie to już nużyć, i prawie poleciały mi powieki od tych opowieści. Na końcu znajoma sama się już śmiała że sprawdziła konto i okazało się, że dostała jakiś zwrot za energię już na przyszły rok. Ponieważ znam poglądy polityczne tej kobiety, kusiło mnie by zapytać czy Holendrzy nazywają wszystko to „rozdawnictwem”, ale nie chciałem psuć świątecznej atmosfery. I tak się dogadują Holendrzy z własnymi władzami. My oszczędzamy, a Wy nam dopłacacie. Holendrzy zresztą uwielbiają pozory. Tak czy siak jest tam jednak spora ta inflacja. Dla Polaka który tam przyjechał z wymienionym w kantorze euro, ceny w sklepach sprawiają że ma się, jak mówi młodzież, „mózg rozwalony”. No ale wiadomo, na biednego nie trafiło, poradzą sobie, o to nie należy się martwić. Mam nadzieję że da się wyczuć delikatnie złośliwą nutę w tym ostatnim zdaniu.
Rynek w Naaldwijk. Na środku świeciła jakaś bidna choinka, oczywiście z wyraźnym oznaczeniem, że prąd jest z OZE. Oszczędzanie w wersji holenderskiej... W Holandii zauważyłem dużą ilość miejsc do ładowania samochodów elektrycznych. Także tak to wygląda ich oszczędzanie...
---
Święta w Holandii, jeśli poodkrajać z tego wszystkiego rozmaite drobiazgi i kulturowe oczywistości, wyglądają mniej więcej jak u nas. Sklepy mają świąteczne promocje, na ulicach stoją podświetlone choinki i bombki, Holendrzy latają po sklepach szukając jak najtańszych prezentów. Mamy więc mniej więcej to co u nas, bo zwłaszcza w tych większych miastach w Polsce Święta z roku na rok, coraz bardziej są wyparzane z symboliki religijnej. Tam rzecz jasna nie ma tego już wcale, zostały już same mikołaje, reniferki i „święta zimowe”. Jak się jednak człowiek uprze, to jednak jakiś tam swój urok to ma, gdy w tych ich dużych oknach widać rozmaite, często naprawdę starannie wykonane, świąteczne ozdoby, w mieszkaniach świecą się często imponujące choinki, które – warto o tym wspomnieć – Holendrzy wynoszą z domów od razu po Świętach. Niestety nie zdołałem tego całego ozdobnictwa świątecznego ująć na zdjęciach, bo problem jest tam taki, że oni mają te swoje duże okna na parterach i żeby zrobić ładne i czytelne zdjęcie, trzeba by właściwie stanąć komuś niemal twarzą w obiad. Tam w ogóle zawsze mam problem, bo oni często w ogóle nie zasłaniają okien, a partery mają niemal zawsze równo z terenem, więc gdy idzie się wieczorem przez ulice to wystarczy zerknąć tylko i widzi się, co dzieje się w każdym domu. Ja jako osoba niezwykle ciekawska z natury chętnie bym tam im w te holenderskie domostwa pozaglądał, no ale staram się tego jednak nie robić.
Oczywiście Holendrzy nie znają pojęcia Wigilii, u nich jest to zwykły, najzwyklejszy dzień, ale pierwszy i drugi dzień Świąt mają wolne. Przynajmniej w Naaldwijk miasteczko dosłownie opustoszało. Na ulicach można było zauważyć pojedynczych spacerowiczów. Z tego co zaobserwowałem raczej Holendrzy spędzają je w domu, przy telewizorze. Dzieci mają wolne w szkołach już od okresu przedświątecznego aż do 5 stycznia. Zmniejsza się ruch samochodowy na ulicach i autostradach.
Dekoracja świąteczna w jakimś sklepie...
Motyw Mikołaja jak widać ujmuje Holendrów
Nieudane zdjęcie, ale niemal w każdym oknie widać tam podobne ozdoby
Choinka w koszu rowerowym. Niezwykle kreatwyne, prawda? Sklep rowerowy to jedno z ważniejszych miejsc w każdym holenderskim mieście
Choinka w kolejnym losowym oknie
I jeszcze jedna choinka. Z moim cieniem na szybie w pakiecie
---
Trzeba też koniecznie poświęcić kilka zdań na Sylwestra (hol. Oudejaarsavond). Problemem społecznym w Holandii jest fakt, iż Holendrzy w tym czasie dostają – przepraszam, nie umiem znaleźć innego lepszego określenia – pierdolca na punkcie fajerwerków. Co roku w ich parlamencie toczy się kolejna batalia o to by tych fajerwerków zabronić, ale jakoś się to ostatecznie nie udaje. Na ulicach widać czasem banery przestrzegające przed niebezpieczeństwami związanymi z tą jakże fascynującą zabawą. Holendrzy mają to gdzieś i całymi furmankami zwożą odpowiednie materiały do domów już miesiąc wcześniej. W mediach przed i po Sylwestrze słychać o kolejnych ofiarach poparzeń, oraz spalonych domostwach w czasie nie ostrożnej zabawy z fajerwerkami. Dwa trzy dni przed Sylwestrem siostra pokazała mi, że większość miejskich kontenerów na śmieci została zamknięta, aby nie ryzykować że ktoś tam wrzuci petardę dla zabawy, albo żeby nie doszło do przypadkowego zapłonu. Już dzień przed godziną zero w okolicy walono tak, jak niemal u nas o dwunastej. A już wtedy gdy nadchodził Nowy Rok, trwała na całego orgia petardowa, choć i tak dużo mniejsza niż oglądaliśmy w video relacji znajomych siostry, spędzających noc sylwestrową w Hadze.
---
Na ulicy na której mieszka siostra, wszyscy wyszli przed domy, oglądali fajerwerki i składali sobie życzenia. Ja składałem je z jakimiś nieznanymi mi Holendrami, nie mając zielonego pojęcia co do mnie mówią. I tak było głośno od tych petard. Jak piszę, tam gdzie teraz mieszka siostra, jest naprawdę spokojnie więc i pewnie obyczaje miejscowych mogą nie być reprezentatywne dla całości kraju. Ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o balowanie to słabo z nimi trochę tam w tym Naaldwijk. Postrzelali, wypili po kieliszku szampana i dwie godziny później panowała już nad miastem głucha cisza. Ze cztery domy dalej zauważyłem że jest jakaś bibka młodzieżowa, ale trochę pograła tam muzyka, słyszałem trochę śmiechów holenderskiej młodzieży, ale szybko to wszystko ucichło.
Pierwszego dnia nowego roku, Holendrzy sprzątają po tych strzelaninach dosyć rzetelnie. Choć gdy szedłem z pieskiem na spacer 1 stycznia, to widywałem miejsca gdzie to sprzątanie nie do końca się udało.
Trzeba też wspomnieć o pewnym, z mojego punktu widzenia dość absurdalnym, holenderskim zwyczaju związanym z Nowym Rokiem. Otóż proszę sobie wyobrazić, że zdarza się, iż niektórzy Holendrzy w noc sylwestrową wystawiają takie specjalne beczki i palą tam różne papierzyska i klamoty. Ma to takie uzasadnienie, iż ten biedny Holender wyobraża sobie, że jak spala rupiecie to tak jakby spalał minione i nieważne już dni. Akurat w Naaldwijk było tego niewiele, ale przed paroma domkami widziałem płonące beczki i całe rodziny wrzucające doń jakieś przedmioty i papiery. Jak widać doktrynalna świeckość nie chroni przed zabobonami, co starają się nam wmawiać niektórzy ludzie. Znów powtórzę: ja widziałem to w wersji bardzo cywilizowanej, prowincjonalnej. Z tego co wiem w dużych miastach już tak miło nie jest. Siostra opowiadała mi że w Hadze widywała przypadki palonych mebli, a nawet samochodów. Wiadomo że tego typu tradycje (wliczając w to też to ultra-petardowanie) jeśli je połączyć z licznymi w dużych miastach mniejszościami, poddawane mogą być rozmaitym korektom jeśli chodzi o skalę oraz zastosowaną dawkę fantazji. Coś tam się działo i w Rotterdamie i gdzieś tam jeszcze, ale już nie chciało mi się w to wczytywać. Władze znów po podliczeniu strat zapewniły że za rok to już na pewno nie będzie żadnego fajerwerkowania. No zobaczymy...
I właściwie tyle. Pisać można by jeszcze o tej Holandii dużo, paru ciekawostek już tu nie upychałem, może kiedyś się jeszcze przydadzą. Mogę powiedzieć z absolutną pewnością, że tak naprawdę to nie poczułem zbytnio, że spędzam Święta za granicą. W polskim domu, przy wigilijnym stole, przy polskich potrawach (nie wspomniałem o tych tak zwanych „polskich sklepach”, ale zostawmy to na jakąś inną okazję, fakt faktem że można tam kupić wszystko to samo co w Polsce) i nawet przy Sylwestrowej Nocy na Polsacie, którą oglądali domownicy. Tyle że wiało mocniej niż zwykle u nas o tej porze.
Baner próbujący uprosić Holendrów żeby może tyle aż nie fajerwerkowali
Zdjęcie słabe, ale w jego głębi widać płonącą beczkę z holenderskimi zabobonami. Wykonane ze dwie godziny przed Sylwestrem.
A tu już podobna beczka, tyle że już pierwszo styczniowa.
To również zdjęcie z pierwszo styczniowego poranka. Jak widać nie wszyscy Holendrzy zerwali się do sprzątania
---
I już zupełnie na koniec ciekawostka, o której już wspominałem kiedyś, ale odrobinę wiązać się ona może z Sylwestrem, więc przypomnę pewien fakt. Holendrzy gdy już im coś się dzieje ze zdrowiem zaczynają spożywać Paracetamol niczym emenemsy. Jeśli nie odpadła nam ręka albo ktoś nie stwierdził u nas ciężkiej choroby wymagającej operacji, możemy być pewni że niderlandzki lekarz bez chwili namysłu na wszystkie pozostałe dolegliwości zapisze nam zawsze stary, dobry i sprawdzony paracetamol. Moja siostra ma tego w domu dużo, najczęściej nabywa ów paracetamol w popularnej lokalnej sieci Kruidvat (jest to sieciówka podobna do „naszego” Rossmana). Uwieczniłem więc paczkę holenderskiego dobra narodowego, która zresztą przyjechała ze mną do Polski.
tagi: holandia
Marcin-K | |
7 stycznia 2023 20:01 |
Komentarze:
chlor @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 20:36 |
Fajnie że piszesz, brakowało mi tego.
Trzy-Krainy @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 21:42 |
Bóg zapłać za ciekawy tekst.
Paris @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 21:43 |
Panie Marcinie,...
... wszelki duch Pana Boga chwali !!!
Brakowalo mi tych Panskich notek... juz myslalam, ze cos niedobrego sie z Panem dzieje, a to tylko chwilowe zawirowania. A wpis bardzo swietny i zdjecia super,... ale z Polska to nie ma NIC WSPOLNEGO, a Swieta BN na plazy to chyba jakas... anomalia i jakies to wszystko smutne, chociaz raz dane mi bylo spedzic Sylwestra w Dinard i fajerwerki odpalalismy na plazy, ale w polsko-francusko-slowackim towarzystwie. Byla piekna pogoda, prawie wiosennie... wspomne jeszcze, ze mielismy najladniejsze fajerwerki i najdluzej zesmy z nich walili. Jednej z kolezanek brat mial w Kielcach hurtownie z zimnymi ogniami i akurat przywiozl je z Polski, bo spedzal Sylwka wlasnie z nami... troche to zrobilismy ten show z cwancykiem - poczekalismy az Franki skoncza to swoje slabe strzelanie, no i wtedy dopiero nasi panowie DALI CZADU. Na drugi czy tez trzeci dzien obsluga hotelu mowila nam, ze wszyscy hotelarze pytali ich kto to tak strzelal.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, zdrowia i pomyslnosci dla Pana i Bliskich... weny i wielu fajnych wpisow !!!
malwina @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:07 |
No wreszcie Pan jest!
dzięki wielkie za super notkę!
serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w 2023 Roku!
ps. to teraz tylko jeszcze pani Panthery wyglądać...
Marcin-K @chlor 7 stycznia 2023 20:36 | |
7 stycznia 2023 22:09 |
Mi też brakowało pisania tutaj.
Marcin-K @Trzy-Krainy 7 stycznia 2023 21:42 | |
7 stycznia 2023 22:09 |
Dziękuję bardzo
Marcin-K @Paris 7 stycznia 2023 21:43 | |
7 stycznia 2023 22:13 |
Nie udało mi się tego zlapać na zdjęciach, ale te Święta w Holandii nie są aż takie smutne jakby się wydawało. Holendrów z ich mentalnością umieściłbym jako coś pomiędzy Polakami a Niemcami. Na pewno są bardziej wyluzowani niż Niemcy. Holendrzy Niemców nie cierpią, to nas jakoś tam łączy ze sobą. Oczywiście Święta tam nie są takie same jak w Polsce, aczkolwiek Polacy tam mieszkający robią je identyczne jak u nas, więc się nie odczuwa. Również zycżę wszystkiego najlepszego i pomyslności.
Marcin-K @malwina 7 stycznia 2023 22:07 | |
7 stycznia 2023 22:14 |
Miło czytać. Wszystkiego najlepszego w 2023. Nie wiedziałem że Pantera nie pisuje, wielka szkoda.
MarekBielany @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:22 |
Aspiryna.
To jest ciekawe, że od ćwierćwieku pojawiają się zamienniki inne niż
polopiryna.
Maryla-Sztajer @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:27 |
Wielka radość że wróciłeś z tekstem
Matka-Scypiona @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:32 |
Fajnie, że już Pan jest. Szczesliwego Nowego Roku!
Marcin-K @MarekBielany 7 stycznia 2023 22:22 | |
7 stycznia 2023 22:42 |
Pamiętam że w latach osiemdziesiątych mama dawała mi polopiryne na łyżeczce z wodą, a przechodziło mi to przez gardło jakbym przełnął krzesło. Pewnie podobnie działało:)
Marcin-K @Matka-Scypiona 7 stycznia 2023 22:32 | |
7 stycznia 2023 22:42 |
Szczęśliwego również - dzięki za pamięć
Marcin-K @Maryla-Sztajer 7 stycznia 2023 22:27 | |
7 stycznia 2023 22:42 |
Ciężko było, ale dałem radę. Pisanie to jednak nie jest jazda na rowerze.
MarekBielany @Marcin-K 7 stycznia 2023 22:42 | |
7 stycznia 2023 22:45 |
Pamiętan.
i o tym napisałem.
Paris @Marcin-K 7 stycznia 2023 22:13 | |
7 stycznia 2023 22:55 |
No to lepiej, ze...
... Swieta BN nie sa takie smutne. Moze rzeczywiscie to tylko tak wyglada na zdjeciach, bo widze wode, duzo szarosci, malo ozdob swiatecznych, swiatelek, choinek... no ale przeciez oni ,,oszczeNdzaja prONT,, !!!
Dzieki za zyczenia, bo tez - prawdopodobnie - bede miala w tym roku zawirowania.
KOSSOBOR @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:55 |
Takie teksty to jak zwiedzanie świata siedząc na kanapie :) Wielkie dzięki za wycieczkę po holenderskiej prowincji. Fotografie naturalne - proszę sobie nie ujmować. Tylko nie ma psa - gdzie jest pies? :)))
Zdrowia i pomyślności w 2023 roku!
MarekBielany @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 22:56 |
No i drugi odszczepieniec się wylogował.
smuteczek.
:)
BTWSelena @Marcin-K 7 stycznia 2023 22:42 | |
7 stycznia 2023 23:23 |
Oj tam,u pana Marcinie to jest ,jak jazda na rowerze. Płynność i rytm niczym nie zaburzony.Prowadzi pan całkiem lekko ,bez wywrotki...Codziennie zerkałam ,gdzie są pana notki....Skoro pan się pojawił to może Panthera wreszcie zawita...Wszyscy czekamy. Dobrze pan opisał i fotos interesujące z życia codziennego Holendrów. Rzeczywiście oni niezbyt pałają miłością do Niemców,o czym się przekonałam wśród moich znajomych. Dobrego "pióra" życzę...
OjciecDyrektor @Marcin-K | |
7 stycznia 2023 23:52 |
Lubię notki krsjoznawcze. Dodam tylko, że w Holandii jeszcze w latach 50-tych byłi najwięcej wyświęcanych katolickich kapłanów na całym świecie. Jeśli gdzieś spotykali sie w 3-cim Świecie kapłana to najczęściej tym misjonarzem był Holender - tak jak w latach 99-tych polscy misjonarze.
Mam nadzieję, że pomimo tylu podobieństw nie skończymy religijnie tak, jak po 50 latach, Holendrzy. No ale dobrobyt i zaniechania wychowawcze młodzieży raczej wskazują, że jest wysokie ryzyko.
Marcin-K @OjciecDyrektor 7 stycznia 2023 23:52 | |
8 stycznia 2023 10:14 |
Ja nie umiem przewidzieć przyszłości i tego co się może wydarzyć. Natomiast fakt jest faktem, iż oni mimo że się jako społeczeństwo zateizowali to jednak mimo wszystko dbają o zabytkowe świątynie i traktują je jako swój dorobek kulturowy. Tam jest po prostu zatrzęsienie róznych kościołów, katedr często naprawdę ze średniowiecza jeszcze, a wokół nich tam się tworzyły miasta i społeczności. I wciąż jeśli chodzi o zwiedzanie to najbardziej efektownymi budowlami architektonicznymi są właśnie świątynie. Także być może trochę koloryzuję rzeczywistość, ale może jednak podświadomie czują że lepiej tego wszystkiego się nie pozbywać. Stram się trochę optymistyczniej patrzeć na świat i wyciągać jakieś pozytywy nawet jeśli trudno o to - od zawsze raczej byłem typem pesymisty i przed 50-tką próbuję to jakoś zmienić:)
Marcin-K @bezczas 8 stycznia 2023 10:06 | |
8 stycznia 2023 10:14 |
Hip Hip?:)
Marcin-K @Grzeralts 8 stycznia 2023 09:27 | |
8 stycznia 2023 10:15 |
Dzięki:)
Marcin-K @BTWSelena 7 stycznia 2023 23:23 | |
8 stycznia 2023 10:18 |
Tak - ta niechęć przelewa się czasem do popkultury. Przed jakimiś mistrzostwamiw piłkę, lata temu, w ich telewizji leciały fabularyzowane reklamy poszczególnych meczy. I przed meczem Holandia - Niemcy odegrana była scenka, w której po autostradzie jechały dwa samochy prowadzone przez małżeństwa w podeszłym wieku, jedno na blachach niemieckich, drugie na holenderskich. I holenderska parka próbowała zepchnąć niemieckie auto do rowu, a niemieckie dziadki się odgryzały. To nie było tak bardzo dawno temu, ale uświadamiam sobie teraz, że w tych czasach już pewnie nikt nie odważyłby się nagrywać takich rzeczy do publicznych mediów.
Marcin-K @KOSSOBOR 7 stycznia 2023 22:55 | |
8 stycznia 2023 10:19 |
No właśnie nie ma psa, a był jeszcze kot, a właściwie to kocica. Zastanawiałem się czy ich tu nie przemycić, ale dorzucę ich w drugiej części z Amsterdamu jako bonus na specjalne życzenie:)
Zdrowia również i pomyślności!
sannis @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 10:21 |
No nareszcie wróciłeś pan! Co do tych zabytków sakralnych, to oniemiałem kilka lat temu, w tych ateistycznych Czechcach, jak zobaczyłem odnowione, barokowe figury tych Nepomucenów w każdej czeskiej pipidówce. Kipiały pięknie złotem, lepiej niż za Habsburgów. Kontrastowało to z brudną gotycką, farą we francuskim Orleanie, z dachu której wyrastały całkiem już spore brzóski....
Marcin-K @sannis 8 stycznia 2023 10:21 | |
8 stycznia 2023 12:20 |
Jako osoba pracująca w branży architektonicznej mam też takie wnioski, że w państwach w których wiara i religia zeszły na dalszy plan, poza być może innymi motywacjami, utrzymuje się też budowle sakralne z poprzednich epok, ponieważ na tle współczesnej architektury błyszczą dziś obiekty, które wówczas gdy powstawały były być może i po prostu przeciętne. Człowiek potrzebuje dobrej estetyki i tego nie oszuka się tym, cco proponują aktualne architektoniczne trendy. Gdyby w takiej Holandii wyburzyć wszystkie katedry i kościoły (nawet i te stare, ale protestanckie) to szłoby się tam pociąć z rozpaczy.
A że można wyburzać jak coś nie stanowi odpowiedniego ciężaru pokazuje właśnie Praga czeska, gdzie bodaj w czasach gdy stawiano te kamienice secysyjne ktorymi się podniecają współcześni turyści wyburzano całe kwartały historycznej zabudowy...
klon @Marcin-K 8 stycznia 2023 12:20 | |
8 stycznia 2023 14:56 |
Cieszy, że wróciła chęć publikowania na SN. :)
>>>(...) Człowiek potrzebuje dobrej estetyki i tego nie oszuka się.... <<<
Piękno , jako jedno z kryteriów w poszukiwaniu Prawdy.
Kuldahrus @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 17:31 |
Dobrze, że wróciłeś.
Leci plus.
Trzy-Krainy @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 19:12 |
Kilka miesięcy temu miałem Mszę św. w kościele gdzieś koło Pruszkowa i przed Mszą dowiedziałem się, że Psalm będzie śpiewał p. Marcin K..... Niestety, przez wrodzoną nieśmiałość się go nie zapytałem, czy może on jest tym właśnie Marcinem K ze Szkoły Nawigatorów.
bozenan @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 21:13 |
byłam w Holandii jakieś 20 lat temu, już słabo pamiętam dlaczego i było to chyba miasteczko Alsmeer, blisko lotniska pod Amsterdamem, wiem to, bo nad naszymi głowami - dosłownie - bezustannie latały samoloty, machaliśmy pasażerom, bo w niektórych było widać twarze, a huk i hałas pamiętam nadal. Po obejrzeniu Twoich zdjęć miarkuję, że nic a nic na holenderskiej prowincji się nie zmieniło, jakby Alsmeer widziała. Dzięki za relację.
MarekBielany @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 21:28 |
i organy wyprzedają.
Ciekawe czy to jest tak samo jak z dzwonami ?
Trzy-Krainy @Marcin-K | |
8 stycznia 2023 21:54 |
Jeszcze taka ciekawostka z Łotwy. Kilka lat temu do naszej parafialnej pieszej pielgrzymki do sanktuarium maryjnego w Agłonie dołączyło się pięć osób z Holandii: dwóch kapłanów Holendrów i trójka młodych ludzi po dwudziestce. Wśród nich, prócz Holendra, Wietnamczyk i urodzona w Holandii Polka. Chociaż szli z nami tylko dwa dni, zapłacili całe wpisowe, dzięki czemu za te środki tydzień później zorganizowaliśmy do Agłony dziecięcą pielgrzymkę autokarem.
bolek @Marcin-K | |
9 stycznia 2023 21:38 |
"Oczywiście na co dzień oszczędzają na tym prądzie ile się da"
A u belgijskich sąsiadów mają oświetlone autostrady i tam nie zauważyłem jakichś większych oszczędości. Lampy z prawej, z lewej i pośrodku palą się od zmierzchu do świtu. A u nas PKP podnosi ceny ponieważ tzw energia poszła mocno w górę. Ech...
Super relacja!
MarekBielany @bolek 9 stycznia 2023 21:38 | |
9 stycznia 2023 22:59 |
A na Bielanach ciemno, zapomniałem - metropolia.
:)